sobota, 13 lipca 2013

008. Największy błąd

        Wielkimi krokami zbliżał się grudzień. Mało kto wychodził na piękne błonia Hogwartu, a dziedzińce też zaczynały świecić pustkami. Pierwszy śnieg spadł tydzień wcześniej niż powinien, więc uczniowie nie opuszczali zamku, jeśli nie było to konieczne.
           Amy od kilku tygodni spędzała niemalże każdy wieczór w towarzystwie Toma Riddle'a co z dnia na dzień coraz bardziej ją irytowało. Prawie w ogóle nie rozmawiali, ponieważ Amy każde starania Toma od razu odrzucała nie chcąc się znowu angażować w coś, co przynosi jedynie problemy.
         Gdy myślała już, że jej życie jest dokładnie poukładane - Tom stał się dla niej obojętny, z CeCe w ogóle nie utrzymywała kontaktu, spotykały się jedynie w dormitorium nie zaszczycając się nawet spojrzeniem, a James stał się bardzo odległą, nic nie znaczącą przeszłością, na drodze Amy pojawił się ktoś, kto na nowo zniszczył jej spokój.

         Amy szła szybkim krokiem w stronę lochów, aby nie spóźnić się na lekcję eliksirów, gdy nagle ktoś z impetem na nią wpadł. Amy upadła na zimną podłogę, a wszystkie jej książki rozrzucone były dookoła niej.
- Przepraszam! - ktoś cienkim, piskliwym głosikiem wykrzyknął do Amy, po czym pomógł jej wstać. - Ja na prawdę nie chciałam!
         Amy przyjrzała się badawczo sprawczyni wypadku. Była to wysoka, szczupła dziewczyna o ognistoczerwonych długich włosach, związanych w niechlujny kucyk, a na czubku głowy widoczne były jasne odrosty, co świadczyło o tym, że dziewczyna już od dosyć dawna przestała dbać o kolor swoich farbowanych włosów. Nosiła wielkie, grube, okrągłe okulary, które powiększały jej brązowe oczy. Twarz dziewczyny była niemal cała w pryszczach, choć mimo to wcale nie brzydka. Ubrana była w szaty Ravenclaw.
         - Mogłabyś uważać jak chodzisz - rzuciła od niechcenia Amy lustrując dziewczynę wzrokiem, po czym zaczęła zbierać porozrzucane dookoła książki.
        - Przepraszam - mruknęła po raz kolejny dziewczyna i pomogła Amy zebrać książki. - Nazywam się Elena Rose, może mnie nie pamiętasz, ale chodzimy razem na Zielarstwo - uśmiechnęła się wesoło.
         Amy nagle przypomniała sobie jak na jednej z lekcji Zielarstwa nie chcąc być w parze z CeCe, podeszła do Krukonki, która później wykonała całą pracę za nią. W pamięci mignęły jej ognistoczerwone włosy, związane w niechlujny kucyk - takie same jak Eleny.
         - Ty zapewne jesteś Amy Meyer - ciągnęła dalej - nowa dziewczyna Toma Riddle'a, nawet nie wiesz jak ja ci zazdroszczę. Co prawda mam innego na oku, ale Tom to na prawdę najwyższa półka - Elena na dobre się rozgadała, a z każdym wypowiedzianym przez nią zdaniem Amy robiła się coraz bardziej poirytowana. Odeszła bez słowa zostawiając zdezorientowaną i zapewne urażoną Krukonkę.
          Przez to spotkanie spóźniła się na lekcję eliksirów, ale to nie było dla niej w tamtym momencie najważniejsze. Po zajęciach udała się do Wielkiej Sali i zaczęła wypatrywać przy stole Hufflepuff'u blondwłosej Aurelii - dziewczyny, do której Amy żywiła szczerą niechęć. Wścibskość, gadatliwość i zbytnia śmiałość były na tyle irytujące, że mało kto chciał mieć do czynienia z tą Puchonką. Amy zdążyła zauważyć, że Aurelia zazwyczaj przebywa sama i ani trochę się temu nie dziwiła.
        Kiedy w końcu Amy wypatrzyła dziewczynę, szybkim krokiem do niej podeszła. Aurelia z uśmiechem na ustach odwróciła się w stronę Ślizgonki i już otwierała usta by coś powiedzieć, lecz Amy szybko jej przerwała.
          - Dlaczego rozpowiadasz wszystkim, że jestem dziewczyną Riddle'a?! - oburzenie Amy było na tyle duże, że wszyscy Puchoni siedzący dookoła natychmiast odwrócili od niej wzrok i udawali, że są zajęci czymś innym.
          Aurelii uśmiech nie znikał z twarzy.
          - Przecież nie masz się czego wstydzić - zaśmiała się wesoło myśląc, że Amy tylko udaje złość.
         - Słuchaj uważnie i wbij to sobie do tej pustej głowy - mówiła Amy przez zaciśnięte zęby - nie jestem i nigdy nie byłam dziewczyną Toma Riddle'a, a ty nie jesteś moją koleżanką, więc łaskawie daj mi spokój! - Amy resztkami sił powstrzymywała się żeby nie zrobić Puchonce krzywdy.
Szybkim krokiem opuściła Wielką Salę ignorując ciekawskie spojrzenia innych uczniów.

         Do wieczora, czyli do nieuchronnie zbliżającego się spotkania z Tomem, miała jeszcze sporo czasu, więc postanowiła pobyć sama i trochę ochłonąć. Skierowała się w stronę łazienki "Jęczącej Marty" - tak uczniowie od dwóch lat nazywali łazienkę dziewcząt, w której została zamordowana jedna z uczennic. Od tamtej pory nikt tam nie chodził, a przynajmniej tak się Amy wydawało.
      Stanęła przed drzwiami łazienki, rozejrzała się czy nikogo nie ma w pobliżu, po czym pchnęła drzwi i weszła do środka. Zamyślona nie zauważyła, że na samym końcu łazienki, za zlewami ktoś siedzi. Uderzył ją mocny zapach papierosów i alkoholu, jednak jej mózg usilnie starał się to ignorować. Dopiero czyjś głos wystraszył ją na tyle, że krzyknęła głośno, po czym zakryła sobie usta dłońmi. Spojrzała w końcu przed siebie i ujrzała siedzących na murku Toma, Cygnusa i Abraxasa, który w zeszłym tygodniu wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego. Wszyscy troje palili papierosy, a dookoła nich poustawiane były butelki - jedne pełne piwa, a inne już puste. Widok Amy najwidoczniej ich rozbawił bo wybuchli głośnym śmiechem.
        - Riddle, twoja dziewczyna przyszła - powiedział Abraxas z kpiną w głosie.
        Tom przywołał do siebie dziewczynę gestem dłoni. Amy poczuła się bardzo niezręcznie i przez chwilę zastanawiała się co zrobić, lecz w końcu podeszła do Toma. Sama nie wiedziała co, ale coś w Tomie sprawiało, że zawsze dostawał to czego chciał.
Gdy do niego podeszła, przyciągnął ją mocno do siebie tak, że w końcu siedziała na jego kolanach nie mogąc się wyrwać z uścisku. Pociągający zapach chłopaka został zastąpiony przez intensywną woń alkoholu.
       Tom wyrzucił papierosa, wziął jedną butelkę piwa, otworzył i podał zdezorientowanej Amy.
- Ja nie piję - stanowczo zaprotestowała.
- Daj spokój Meyer, z nami się nie napijesz? - odezwał się Cygnus uśmiechając się łobuzersko do Amy.

        Z każdą chwilą i każdą opróżnioną butelką było tylko coraz gorzej. Cygnus i Abraxas byli już całkowicie pijani. Raz jeden, raz drugi próbowali wyrwać Amy z objęć Toma, lub wkładali ręce pod jej szatę, a Cygnus starał się nawet pod spódniczkę. Dziewczyna bezskutecznie usiłowała wyrwać się Tomowi. Była przerażona i zażenowana. Nie miała pojęcia do czego zdolna jest ta trójka, ale wiedziała, że im dłużej z nimi zostanie tym będzie gorzej.
          W końcu Tom, który mimo ilości spożytego alkoholu był nadal w miarę trzeźwy, wyjął różdżkę i zagroził kolegom, że jeśli jeszcze raz chociażby dotknął Amy, to ich zabije. A mówił to tak śmiertelnie poważnie, że Cygnus i Abraxas nie odważyli się już zbliżyć do dziewczyny.
         Po długiej namowie Toma Amy wypiła dwie butelki piwa, a niestety miała słabą głowę do alkoholu.
           Kilka godzin później Amy czując się przy Tomie bezpiecznie, wtuliła się w niego mocniej i po jakimś czasie zasnęła.

        Gdy się obudziła, zorientowała się, że nie siedzi już na kolanach u Toma, tylko leży w łóżku. Riddle leżał razem z nią przytulając ją mocno do siebie. Gdy w końcu wszystko do niej dotarło, gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej. Zauważyła, że jest ubrana jedynie w rozpiętą białą koszulę Toma i w tym samym momencie zakręciło jej się w głowie. Ukryła twarz w dłoniach i zastanawia się co począć. Trzęsła się na całym ciele i wiedziała, że powinna od razu uciec z tamtej łazienki, że nie powinna pić, a zwłaszcza, że nie powinna... oddać się Tomowi Riddle'owi.
Serce biło jej jak oszalałe.
Tyle stracić w jeden wieczór...

***
Przepraszam za długą nieobecność, ale niestety nie miałam wystarczającego dostępu do komputera.
Przepraszam również za nierówne akapity i błędy, ale nie mam na razie Worda i muszę pisać w WordPadzie, gdzie właściwie można TYLKO pisać, a o ustawianiu czegokolwiek to raczej nie ma mowy, a co dopiero mówić o akapitach... :/
Mam nadzieję, że ktoś to przeczyta i że być może komuś się spodoba, bo ja szczerze nie jestem zbytnio zadowolona z rozdziału. Jak zaczęłam go pisać wraz z nadejściem weny, tak skończyłam bez weny, bez najmniejszego pomysłu, więc takie oto coś z tego wyszło :c.
Tak czy inaczej, pozdrawiam wszystkich serdecznie :).