niedziela, 29 lipca 2012

007. Prefekt

   Przez ostatnie trzy tygodnie wszystko wróciło, prawie, do normy. Tom Riddle znowu ignorował Amy, co wyszło jej na dobre. Skupiła się na nauce i zaczęła się porządnie wysypiać, a nocne wyprawy do Zakazanego Lasu stały się bardzo odległą przeszłością.            
W szkole nie mówiło się dużo o zaginięciu Isabelle, jednak dało się wyczuć napiętą atmosferę. Mało kto chodził wieczorem po zamku sam, większość uczniów chodziła w grupach, a zwłaszcza Puchoni. Korytarze pustoszały całkowicie po godzinie dwudziestej, jedynie nauczyciele sprawdzali czy na pewno wszyscy są w dormitoriach.            
Amy coraz rzadziej widywała Toma. Rzadko przychodził na uczty, nie przebywał też zbyt długo w salonie wspólnym Ślizgonów. Nie mijała go nawet na korytarzach. Z każdym dniem odnosiła coraz większe wrażenie, że chłopak po prostu jej unika. Z jednej strony, jeszcze niedawno nie miałaby nic przeciwko zerwaniu wszelkich kontaktów, z drugiej jednak strony, zaczynało jej brakować Toma. Poza tym, zaczynała się o niego martwić.            
 Często wracała myślami do ich ostatniej rozmowy, lecz chwilę później zawsze karciła się za to w myślach. Bez Toma jej życie wróciło do normalności, a o to przecież chodziło. Jednak bez niego czuła jakąś dziwną pustkę w środku. Wszystkie czynności wykonywała automatycznie, nie okazywała żadnych emocji, cały jej dzień był rutyną. Wstawała wcześnie, szykowała się, szła na śniadanie, później na lekcje, lunch, znowu na lekcje, nauka zaklęć do turnieju i sen. Nie rozmawiała z nikim, chyba, że było to konieczne. Nie odczuwała też ogólnego napięcia panującego w szkole, czuła się jak żywy trup. Żywa ciałem, martwa duszą. Ale czy było to spowodowane zerwaniem kontaktów z Tomem, czy brakiem najlepszej przyjaciółki u boku?            
Mimo że CeCe kilka razy próbowała zagadać do Amy, ta zawsze ją zbywała. Sama nie wiedziała dlaczego właściwie nie chce dać CeCe drugiej szansy.             
W sobotni wieczór Amy wybrała się do biblioteki, aby napisać referat na historię magii. O tej porze biblioteka była prawie pusta. Większość uczniów wracało do salonów wspólnych swoich domów, a inni spędzali czas w Wielkiej Sali - jednym z najbezpieczniejszych miejsc w Hogwarcie, w którym zwykle przebywali też niektórzy nauczyciele.            
Przy jednym ze stolików w bibliotece, otoczony stosem książek, siedział Tom Riddle. Amy przyglądała mu się przez chwilę. Chłopak był tak zajęty czytaniem jednej z ksiąg, że nie zobaczył dziewczyny.           
 Amy podeszła do jednego z regałów i usiłowała sięgnąć książki Wojny goblinów, jednak przy jej niskim wzroście było to nie lada wyczynem.             
Tom Riddle oderwał się od czytania i spojrzał obojętnie na Amy, która w tym samym momencie zwróciła wzrok na chłopaka. Jego spojrzenie było takie samo, jak wtedy w Ekspresie Hogwart, kiedy to po raz pierwszy się do niej odezwał. Jego głos, był równie obojętny:           
 - Pomóc ci, Avalon? - spytał.            
Amy zszokowana niechcący zrzuciła parę książek, po czym rzuciła zdziwione spojrzenie Tomowi.          
 - Avalon? - zadała pytanie nie odrywając wzroku od chłopaka. Jego spojrzenie, choć obojętne, sprawiło Amy przyjemność. Napawała się każdą sekundą w jego towarzystwie, jakby miała być ostatnią w jej życiu.           
 - To twoje imię - odrzekł lekko zdziwiony reakcją dziewczyny.           
 Amy tak na prawdę nazywała się Avalon, jednak wszyscy mówili na nią po prostu Amy, chociaż to nie był poprawny skrót. Nigdy nie lubiła swojego imienia. Jedyną osobą, która się jeszcze tak do niej zwracała, była jej macocha.            
Amy nie mogła oderwać wzroku od chłopaka i wcale nie czuła się z tego powodu skrępowana. Zapomniała, że nie odpowiedziała mu na pytanie, nie zwróciła też uwagi na zrzucone książki leżące na podłodze.            
Tom podszedł do dziewczyny. Był tak blisko, że czuła jego pociągający zapach, tak blisko, że nie była w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Patrzyła na niego swoimi złotymi oczami i wystarczyło jedno spojrzenie w te cudowne, brązowe oczy, żeby wspomnienia tamtego dnia wróciły.

           Siedziała wtulona w nagi tors chłopaka i słuchała bicia jego serca. Oddałaby wszystko, by ta chwila trwała wiecznie. Jednak wiedziała, że tak się nie stanie.
Nagle Tom posadził ją sobie na kolanach, jak zwykle robił z Isabelle, i zaczął całować ją po szyi. Amy zdezorientowana nie była w stanie się ruszyć. Serce biło jej jak szalone i doskonale wiedziała, że chłopak na tym nie poprzestanie.
           Powoli rozpinał jej sukienkę i wtedy Amy powrócił zdrowy rozsądek. Szybko wyrwała się Tomowi i mocniej owinęła ręcznikiem. Na jej twarzy pojawił się szkarłatny rumieniec, a w jej oczach dostrzec można było wściekłość.
           - Daj spokój, Meyer. Wiem, że masz na to ochotę - powiedział Tom przyciągając do siebie dziewczynę.
           - Może i jestem łatwowierna, ale nie głupia - odrzekła chłodno i spojrzała chłopakowi prosto w oczy. - Nie dam się wykorzystać i nie mam zamiaru brać udziału w twoim chorym planie. - Amy była zdziwiona, że wypowiedziała te słowa tak spokojnie. Wewnątrz krzyczała ze złości i miała ochotę wykrzyczeć wszystko co leżało jej na sumieniu.
           Tom spojrzał na nią wściekły i już wiedziała, że pożałuje tego, że mu odmówiła.
           Chłopak wstał i patrząc na nią z góry powiedział:
           - Posłuchaj uważnie, bo nie będę się powtarzał. Wcale nie bawi mnie to całe ratowanie cię wiecznie z opresji, nie obchodzi mnie też, co do mnie czujesz. Mam gdzieś twoje problemy. Twoje zdanie nie ma dla mnie żadnego znaczenia i jeśli tylko będę chciał, zrobisz co zechcę, jak każdy inny. Możesz mi się sprzeciwiać, ale w końcu i tak ja wygram. Bo co możesz mi zrobić? Co może zrobić mi taka mała, naiwna dziewczynka jak ty? Myślisz, że jesteś lepsza od innych, bo potrafisz się mi postawić? - przerwał na chwilę i chwycił delikatnie Amy za podbródek. - Czyżby zabolało cię to? - zadrwił przyglądając się z satysfakcją zapłakanej dziewczynie.
           Amy nigdy w życiu nie czuła się tak okropnie. Nawet wtedy, gdy dowiedziała się o tym, że James zdradzał ją z CeCe. Miała wrażenie, że jej serce rozpada się na tysiąc małych kawałeczków. Chciała po prostu siąść i płakać przez resztę życia. Czuła się jak nic nie znaczący śmieć. Czuła się taka wykorzystana. Zaczęło kręcić się jej w głowie, więc szybko wybiegła z dormitorium, zostawiając Toma samego. Nie wiedziała gdzie ma iść i co robić. Chciała być sama i jednocześnie chciała być jak najdalej od Riddle'a. Wybiegła z salonu wspólnego Ślizgonów i ruszyła w stronę dziedzińca do transmutacji. Deszcz ciągle padał, ale nie przeszkadzało jej to. Usiadła na ławce, a zimne krople deszczu spływały po jej ciele. Przestała płakać. Po prostu siedziała i myślała nad wszystkim co powiedział jej Tom. Jednak żadna łza już nie popłynęła z jej oczu.           Od tamtego czasu nie płakała już ani razu.            
Teraz, gdy wszystkie wspomnienia wróciły jak żywe, nie czuła nic. Ani złości, ani smutku, a obecność chłopaka była jej obojętna.            
 Nic nie mówiąc, zaczęła zbierać książki z podłogi i odkładać je na półki. Tom przyglądał się jej w milczeniu, ale po chwili schylił się po księgi, aby pomóc Amy. Jednak ona nie zwracała na niego najmniejszej uwagi. Znowu czuła się jak żywy trup. Kilka minut wcześniej miała wrażenie, że pustka, którą odczuwała całkowicie zniknęła, jednak to było tylko złudzenie. To nie Toma tak bardzo jej brakowało.           
 - Zamierzasz mnie ignorować? - odezwał się nagle Tom, odkładając książkę Legendarne wojny.            
- Nie ignoruję cię - odpowiedziała Amy nie zaszczycając chłopaka nawet spojrzeniem.            
Tom podał jej książkę o Wojnach Goblinów.           
 - Dziękuję - rzekła Amy, wyminęła chłopaka i usiadła przy jednym ze stolików otwierając książkę na spisie treści. Z torby wyjęła czysty zwój, pióro i atrament, po czym zaczęła wertować stronice księgi.           
 - Będziesz udawać, że tamtego dnia nigdy nie było? - Tom zadał kolejne pytanie siadając na przeciwko Amy.           
 - Doskonale pamiętam tamten dzień - Z każdą odpowiedzią, głos Amy stawał się coraz bardziej obojętny, a odpowiedzi wypowiadała automatycznie. Tak, jakby ta rozmowa była dokładnie zaplanowana.            
Tom wydawał się być całkowicie zbity z pantałyku. Przyglądał się w milczeniu jak Amy pisze referat na historię magii.           Chociaż Amy czuła na sobie wzrok Toma, nie robiło to na niej już żadnego wrażenia, a bynajmniej nie odczuwała takich emocji jakie odczuwała zawsze w obecności Toma zaledwie trzy tygodnie wcześniej.            
Nie sądziła, że będzie potrafiła przebywać w obecności Toma z taką łatwością. Serce biło jej normalnie, nie odczuwała też żadnych dreszczy. Za to chłopak robił się coraz bardziej poirytowany jej obojętnością.            
- Nie chcesz mi nic powiedzieć? - ciągnął dalej Tom nadal nie odrywając wzroku od Amy.           
 - Nie - odpowiedziała bez zastanowienia.            
Znowu zapadła cisza. Przerwała ją dopiero po chwili pani Pince, która wcześniej zajęta była czytaniem jakiejś książki i zupełnie nie zwracała uwagi na to, co dzieje się w bibliotece.            
- A co wy tu jeszcze robicie? - rzekła surowym tonem. - Jest już późno, powinniście być w dormitoriach!            
Amy bez słowa spakowała swoje rzeczy do torby i opuściła bibliotekę. Zaraz za nią wyszedł Tom, który nie dawał za wygraną. Złapał Amy za rękę i przyciągnął do siebie.           
 - Nie powiesz mi nawet, że mnie nienawidzisz? - spytał już całkowicie poirytowany.            
- Dlaczego miałabym cię nienawidzić? - Było ku temu mnóstwo powodów, jednak Amy nigdy nawet nie przeszło przez myśl, że mogłaby nienawidzić Toma. Skrzywdził ją i wykorzystał, ale nigdy nie był przecież do niczego zobowiązany. Nigdy nie byli razem, a znali się bardzo krótko.           
 - Chociażby za to, co ci powiedziałem - odpowiedział Tom.            
- Powiedziałeś co myślałeś i nie mam ci tego za złe. Nigdy przecież nas nic nie łączyło - Amy miała wrażenie, jakby rozmawiała z Tomem o pogodzie. Przychodziło jej to wszystko z taką łatwością, mimo że jeszcze kilka tygodni wcześniej, podczas takiej rozmowy, na pewno utrzymanie obojętności nie przychodziłoby jej tak łatwo. - Sądzę jednak, że lepiej będzie dla nas obojga zakończyć naszą znajomość.             
Tom nic nie odpowiedział. Patrzył na Amy szeroko otwartymi oczami, usiłując pozbierać myśli.            
Resztę drogi do salonu wspólnego Ślizgonów spędzili w ciszy. Amy mimo jej wcześniejszej obojętności robiła się coraz bardziej skrępowana. Starała się nie zwracać uwagi na nieziemską urodę Toma.             
- Przepraszam! Zaczekajcie! - doszedł ich czyjś krzyk z tyłu.           
 Jak na komendę obrócili się i zobaczyli jakiegoś czarnowłosego chłopczyka ubranego w szaty Hufflepuff'u. Na oko z trzeciej klasy.             
Przyglądali mu się w milczeniu i czekali aż coś powie. Chłopiec czuł się nieswojo w obecności starszych uczniów, a zwłaszcza w obecności Toma Riddle'a. Wbił wzrok w podłogę i burknął nieśmiało:            
- Pan dyrektor was wzywa - jego twarz spłonęła szkarłatnym rumieńcem.            
Amy spojrzała niepewnie na Toma.            
 Riddle położył chłopcu dłoń na głowie i zmierzwił włosy niczym starszy brat, po czym rzucił krótkie "dzięki mały" i spojrzał znacząco na Amy.            
Amy ruszyła za chłopakiem, a gdy stanęli przed kamienną chimerą strzegącą gabinetu dyrektora, Tom powiedział:           
 - Expresitos. - Kamienna chimera odskoczyła w bok ukazując kręcone, kamienne schody.            
Amy jeszcze nigdy nie była w gabinecie dyrektora, ponieważ nigdy nie było powodu, dla którego miałaby się tam znaleźć. Poczuła niemiłe ukłucie w żołądku. A co jeśli dyrektor dowiedział się o nocnych wyprawach do Zakazanego Lasu? A co jeśli wiedział o wszystkim, co się tam wtedy działo? A co jeśli... Nie, tej myśli nie dopuszczała do siebie.             
Tom uśmiechnął się do niej pocieszająco co sprawiło, że Amy poczuła się pewniej.             
Skoro Tom się nie martwił, to i ona nie musiała.             
Wraz z chłopakiem stanęli na pierwszym stopniu schodów, po czym same zaczęły podnosić się do góry. Stanęli przed dużymi, drewnianymi drzwiami. Tom zapukał w nie, a po usłyszeniu krótkiego "proszę", weszli do środka.            
Gabinet dyrektora Dippet'a było to duże, okrągłe pomieszczenie pełne regałów zapełnionych po brzegi książkami. Na ścianach wisiały portrety byłych dyrektorów Hogwartu, które teraz przyglądały się im uważnie. Na środku pomieszczenia stało biurko, za którym siedział siwy staruszek widocznie bardzo już zmęczony życiem. Przeglądał jakieś papiery i nawet nie patrząc na Toma i Amy przemówił:            
- Przepraszam, że wzywam was o tej porze, ale nie zajmie nam to dużo czasu - jego głos był słaby, ale pewny. - Z powodu zaistniałej sytuacji musiałem podjąć pewną decyzję. Zaginęła wasza koleżanka Isabelle. Oczywiście zostały już podjęte poszukiwania. Szukają jej najlepsi aurorzy, dlatego proszę się o nic nie martwić - przerwał na chwilę i spojrzał znacząco na Toma. - Isabelle była prefektem Slytherin'u wraz z panem, panie Riddle. Niestety teraz nie może pełnić tej funkcji, a Slytherin, zwłaszcza w takich okolicznościach, potrzebuje dwóch prefektów i właśnie dlatego chciałem z wami porozmawiać.            
Profesor Dippet wyjął z szuflady biurka złotą tarczę z napisem "Prefekt" i zwrócił się do Amy.            
- Panno Meyer, pani oceny są naprawdę godne podziwu, są prawie tak dobre, jak pana Riddle'a z czasów, gdy był w piątej klasie. Pani zachowanie również jest nienaganne, dlatego zdecydowałem się powierzyć właśnie tobie funkcję prefekta. - Po tych słowach wręczył Amy odznakę.            
Amy czuła się skrępowana przez to, że dyrektor porównuje ją z Tomem. Poza tym bycie prefektem oznaczało spędzanie sporo czasu z Riddle'm. Właśnie teraz, kiedy tak bardzo potrzebowała odpoczynku od jego towarzystwa. Właśnie teraz, kiedy poukładała już prawie wszystkie swoje sprawy.           
Mimo to, przyjęła odznakę od dyrektora z wdzięcznością. Zawsze marzyła o byciu prefektem i był to dla niej wielki zaszczyt, a zwłaszcza, że dyrektor, po zaginięciu Isabelle, pomyślał właśnie o niej.            
- Mam nadzieję panie Riddle - tu zwrócił się do Toma - że jako Prefekt Naczelny, będzie pan pomagał pannie Meyer w godnym sprawowaniu funkcji prefekta. - Dyrektor uśmiechnął się do chłopaka.           
 - Oczywiście, profesorze - odrzekł Tom.           Gdy wraz z Tomem Amy wróciła do salonu Ślizgonów, usiadła na kanapie przed kominkiem i zaczęła uważnie przyglądać się odznace. Po chwili dosiadł się do niej Tom.            
- Teraz czy tego chcesz, czy nie, jesteś skazana na moje towarzystwo - powiedział uśmiechając się łobuzersko do dziewczyny.            
Amy westchnęła i spojrzała chłopakowi prosto w jego cudowne, brązowe oczy.            
- Tom, powiedz mi, dlaczego ty się tak zachowujesz? O co ci właściwie chodzi? - zapytała Amy zrezygnowanym tonem.             
Chłopak wydawał się być zdziwiony tym pytaniem.           
 - Co masz na myśli? - spytał Tom.            
- Po tym co powiedziałeś mi trzy tygodnie temu, teraz zachowujesz się tak, jakby nic się nie stało. Może to ja jestem dziwna, ale nigdy nie mogłam cię zrozumieć. Jesteś najbardziej tajemniczą osobą, jaką w życiu spotkałam - odrzekła Amy i wzrok zwróciła na powrót w stronę kominka. Starała się pozbierać myśli, bo już wiedziała, że Tom nie odpowie szczerze.            
Zapadła cisza. Tom zapewne zastanawiał się, jaką ma dać odpowiedź. Wiedział, że Amy łatwo zranić, ale ostatnie tygodnie pokazały, że jak na Ślizgonkę przystało - jest też bardzo silna.            
Amy westchnęła zrezygnowana i wstała z kanapy. Sama obecność Toma była dla niej nie do zniesienia. Chciała się w końcu czegoś dowiedzieć, ale chłopak zdawał się być zupełnie obojętny.            
- Rozumiem... - wyszeptała i skierowała się w stronę dormitoriów dziewcząt. - Dobranoc, Riddle.            
- Dobranoc, Meyer - odpowiedział Tom lecz w jego głosie Amy dostrzegła niemalże smutek.
Dlaczego każda kolejna rozmowa z nim musi być tak bolesna?

2 komentarze:

  1. Zwykle nie czytuję ff, ale Twoje opowiadanie sprawiło, że chciałam jeszcze więcej. Cieszyłam się, że nie jest to jakiś pięciozdaniowy rozdzialik, ale coś porządnego. Może na początku nie myślałam, że będzie tak dobrze, ale potem zaczęłam się wciagać. Naprawdę gratuluję pomysłu na opowiadanie i talentu oczywiście też. Zapraszam do siebie: http://zielone-oczy-aniola.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG!
    I właśnie taką Amy lubię! Nie ma już tej wielkiej, naiwnej miłostki, tylko wręcz obojętność. Podoba mi się to opowiadanie, mimo że tak późno go odkryłam, ale jak czytałam to tylko wznosiłam oczy do sufitu, gdy czytałam, jak główna bohaterka jest "oczarowana" urodą, postawą i w ogóle całym Riddlem >.< Nigdy nie lubiłam takiego zachowania u dziewczyn - tego całego uwielbienia i myślenia o nim i tylko o nim :P Ale dobrze, że teraz emocję Avalon się zmieniły -.^
    Pozdrawiam,
    B,

    OdpowiedzUsuń