niedziela, 29 lipca 2012

006. Plan

Słucham? – Amy wytrzeszczyła oczy na chłopaka.
- Gdzie jest Isabelle? – powtórzył pytanie Tom i spojrzał wyczekująco na Amy.
Szatynka zdziwiona nie wiedziała co powiedzieć. Zwróciła wzrok w stronę CeCe, która wydawała się być równie zdezorientowana.
- Słyszałem o tym, co się stało na wróżbiarstwie – zaczął Tom. – Powiedz, co widziałaś.
Amy zaśmiała się nerwowo i spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Żartujesz sobie ze mnie? Przyszedłeś tu tylko dlatego, że miałam jakiś głupi sen? – rzuciła zdenerwowana. – Daruj sobie, nic ci nie powiem, bo nic nie wiem.
- Właśnie, mała ma racje. Daruj sobie Riddle i przestań zgrywać wielkiego bohatera. – Wszyscy troje, Tom, Amy i CeCe, zwrócili wzrok na stojące nieco dalej łóżko, na którym leżał Abraxas Malfoy.
Wyglądał strasznie. Miał pokiereszowaną twarz, rozczochrane włosy, a jego wzrok wydawał się być wręcz zwierzęcy, głodny i wściekły. Nie przypominał już prawie tego przystojnego, spokojnego blondyna, którego często można było spotkać w bibliotece. Amy domyślała się dlaczego leży w skrzydle szpitalnym, a jednocześnie nie chciała dopuścić do siebie tej myśli. Z jednej strony było jej go szkoda, ale nie potrafiła mu wybaczyć tego, że jeszcze niedawno chciał ją zabić.
Tom Riddle prychnął lekceważąco i wyciągnął różdżkę z kieszeni szaty. Jednocześnie na twarzy Abraxas’a pojawił się grymas strachu i bólu, zapewne spowodowanego licznymi ranami na twarzy.
- Nie zapominaj, że gdyby nie ja, już byś nie żył – powiedział jadowitym tonem, przez który Amy przeszły ciarki po plecach.
Atmosfera w skrzydle szpitalnym zrobiła się bardzo napięta. Amy przyglądała się uważnie Tomowi.  Wyglądał na zdeterminowanego i pewnego siebie. Jego oczy miały w sobie jakiś dziwny błysk, który przeraził Amy nie na żarty. Mimowolnie przypomniała sobie, jak poprzedniego dnia użył najgroźniejszego zaklęcia niewybaczalnego. Jednak to co powiedział Tom, wskazywało na to, że w Zakazanym Lesie stało się coś jeszcze, czego jej już nie dane było zobaczyć.
- Czyli to nie ty mu to zrobiłeś? – To pytanie wyrwało się Amy z ust, zanim zdążyła się ugryźć w język.
Zapadła niezręczna cisza. Tom nadal trzymał w ręce różdżkę, patrząc teraz na Amy tym wzrokiem, którego zawsze tak bardzo się bała.
- Nie – odrzekł po chwili Tom.
- To kto? – spytała CeCe, która była równie zaciekawiona co Amy.
Tom uśmiechnął się łobuzersko. Amy coraz bardziej dziwiła się z jaką szybkością Tomowi zmienia się nastrój. Zawsze był dla niej, jak i zresztą dla wszystkich, zagadką.
Tom Riddle był osobą nieobliczalną, zdolną właściwie to wszystkiego. Potrafił zadziwiać opanowaniem jak i pewnością siebie. Zawsze dostawał to, czego chciał. Nawet nauczyciele ulegali jego urokowi.
Jak Amy zdążyła się przekonać, Tom miał też swoją mroczną stronę. Groził Abraxas’owi tak, jakby skrzywdzenie ludzkiej istoty znaczyło dla niego tyle samo, co zabicie robaka. Mimo to, niewyjaśnionym sposobem, Amy coraz bardziej się podobał i coraz bardziej miała to sobie za złe.
- To… - zaczął Riddle, ale przerwał mu wściekły syk Abraxas’a.
- Nie mów im! – warknął, jego wzrok stał się jeszcze bardziej dziki, a jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała bardzo szybko.
Abraxas gwałtownie podniósł się z łóżka, sięgnął po różdżkę leżącą na szafce nocnej i wycelował nią w Toma krzycząc „Krucjo”!
CeCe i Amy krzyknęły przerażone, ale, o dziwo, Tom nadal siedział na krześle uśmiechając się kpiąco, a różdżką celował w Abraxas’a wijącego się z bólu na podłodze.
Amy miała mętlik w głowie, która i tak już ją bardzo bolała. Serce zaczęło bić jej szybciej. Nie miała pojęcia co zrobić. W każdej chwili mogła wejść tu pani Pomfrey, a wtedy Toma wyrzucono by ze szkoły za użycie zaklęcia niewybaczalnego.
O czym ty myślisz?!, skarciła się w myślach.
Teraz nie miało znaczenia to, że Toma mogą wyrzucić ze szkoły. Najważniejsze było to, że znęca się nad Abraxas’em.
- Przestań! Jego to boli! – krzyknęła Amy rzucając się na Toma.
Chłopak zdziwiony złapał ją szybko za ręce, a różdżka wypadła mu z dłoni tym samym uwalniając Abraxas’a spod działania klątwy Cruciatus.
- Meyer, mała, co ty wyprawiasz? – Tom posadził ją sobie na kolanach, nadal trzymając jej ręce tak, że nie mogła się ruszyć. – Ten kretyn chciał cię zabić. Kim ty jesteś? Ślizgonką czy może… Gryfonką? – zaszydził.
Amy raptownie się uspokoiła. Spojrzała wściekle na Toma i wycedziła przez zaciśnięte zęby:
- Po pierwsze, nie mów do mnie mała! Po drugie, nigdy, ale to nigdy, nie porównuj mnie do Gryfonów! – Cały czas próbowała wyswobodzić ręce ze stalowego uścisku Toma.
Riddle tylko się uśmiechnął, ale nie poluźnił uścisku. Jego wzrok był skierowany teraz na Abraxas’a, który na chwiejnych nogach podniósł się z ziemi. Z ust sączyła mu się stróżka krwi.
- Co? Latasz za Meyer, bo jako jedyna nie jest taka łatwa jak inne? Żałosne! W takim razie, po co bawisz się Isabelle?! Ona cię kocha! Zrozum to w końcu i nie baw się jej uczuciami! – wykrzyczał Malfoy dysząc ciężko.
Tom wydawał się być jednak tym niewzruszony. Amy za to spłonęła szkarłatnym rumieńcem.
- Doskonale potrafię zadbać i o Meyer, i o Isabelle, a ty nie powinieneś się wtrącać w nieswoje sprawy – odrzekł spokojnie.
Amy nie rozumiała o co chodzi, ale korzystając z okazji, wyrwała się Tomowi i zeszła z jego kolan.
- Potrafię sama o siebie zadbać! – rzekła Amy krzyżując ręce na piersi.
Tom zignorował uwagę dziewczyny i czekał cierpliwie, aż Abraxas się odezwie. Ten jednak uśmiechnął się jadowicie.
- Kręci cię, prawda? To, że jest taka niedostępna. Olewasz sobie Isabelle, bo jest ci wierna, a uganiasz się za gówniarą, bo jest dla ciebie wyzwaniem! – Zaśmiał się ironicznie.
- Zamknij się! – wykrzyknęła nagle Amy i zapadła cisza, a wszyscy znowu spojrzeli na nią. – Mnie i Toma nic nie łączyło, nie łączy i nie będzie łączyć, a o to, że Isabelle cię nie chce, nie obwiniaj Toma, bo to nie jego wina – dopowiedziała już spokojniej.
Nagle obok nich, niczym duch, pojawiła się pani Pomfrey. Zmierzyła wszystkich po kolei karcącym spojrzeniem po czym wykrzyczała:
- Co tu się dzieje?! – podeszła szybkim krokiem do Abraxas’a i pomogła mu położyć się na łóżku, po czym zwróciła się do reszty – Panie Riddle i panno Jones, proszę opuścić skrzydło szpitalne, natychmiast. Panno Meyer, jeśli już czujesz się dobrze, również możesz już iść . Później zgłoszę to zajście dyrektorowi, bo teraz muszę się natychmiast zająć panem Malfoy’em.
Wszyscy jak na komendę ruszyli w stronę wyjścia, a pozostał tylko Abraxas, który na pożegnanie rzucił krótkie „naiwna jesteś, Meyer”.
Amy nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony, chciała wierzyć w to, co powiedział Abraxas, a z drugiej bała się, że jeśli to prawda, Tom przestanie zwracać na nią uwagę, jak tylko dowie się, co do niego czuje.
Nagle Amy przypomniała sobie o przyjęciu u Slughorn’a, które miało się odbyć tego wieczora. Miała dwie godziny, żeby się wyszykować, więc bez słowa zostawiła CeCe i Toma, i pobiegła schodami do lochów. Wpadła szybko do dormitorium i zaczęła przeszukiwać szafę w poszukiwania ubrania, które choć trochę nadawało się na tego typu przyjęcia.
Po około dwudziestu minutach poszukiwań, zrezygnowana usiadła pod szafą, podkulając kolana pod brodę. Jedyne czym dysponowała, to szaty szkolne i zwykłe ubrania, w większości spodnie i za duże na nią bluzy. Westchnęła cicho, podniosła się z ziemi i wyciągnęła z szafy czarną spódnicę i granatową bluzkę na ramiączka.
Amy poszła do łazienki wziąć prysznic, a gdy wyszła już ubrana w wybrany przez siebie strój, zauważyła, że w dormitorium jest Florence. Dziewczyna mierzyła ją wzrokiem kręcąc głową.
- Jak ti wyglądaszi? – zaczęła podchodząc do Amy. – Taki zamirzaszi iść na przyjęci? – cmoknęła niezadowolona.
Amy poczerwieniała na twarzy zawstydzona. Jej rodzina była bogata, a ona nigdy nie kupiła sobie żadnych dziewczęcych ubrań. Kilka wcisnęła jej na siłę macocha, ale nic poza tym.
- Nic innego nie mam – warknęła Amy i spojrzała zrezygnowana w lustro. Wyglądała fatalnie, a po nieprzespanej nocy miała podkrążone oczy.
- Mogę ci pomoci – zaproponowała Florence uśmiechając się sztucznie do Amy. – Mói mammi zapakowała mi przez przypadek sukienkę moi siostri. Ona jesti o wieli mnijsza ode mni, więc powinni byci na ciebie dobri. – Podała jej cielistą, obcisłą, przed kolano sukienkę bez ramiączek. – Przymierzi!
Amy zszokowana uprzejmością francuski, wzięła sukienkę i poszła się przebrać. Była na nią idealna i doskonale podkreślała jej zgrabną sylwetkę.
Szatynka spojrzała na zegarek. Miała jeszcze pół godziny. Czym prędzej zabrała się za malowanie. Oczy podkreśliła mocno czarną kredką, po czym pomalowała się jeszcze tuszem do rzęs, a na koniec pomalowała usta krwistoczerwoną szminką.
Florence siedziała zadowolona na łóżku, lecz po chwili podeszła do Amy, postawiła obok niej parę cielistych szpilek na obcasie, po czym wzięła do ręki grzebień i zaczęła czesać szatynkę.
- Bedzieszi wyglądaci cudowni! – rzekła. – Tom bedzi zazdrosni. – Uśmiechnęła się, tym razem szczerze.
- Tom? Dlaczego miałby być zazdrosny o mnie? – spytała zdziwiona Amy.
- W szkoli mówią, że wi teraz parą jestesci, ale ti idziesz z Cygnusim – powiedziała tak, jakby to było oczywiste
Amy zaśmiała się i nałożyła buty od Florence, wstała, przejrzała się w lustrze i aż nie wierzyła w to co zobaczyła. Wyglądała teraz zupełnie inaczej, to było jedyne określenie, jakie przyszło jej do głowy. Może nawet mogłaby pomyśleć, że wygląda ładnie. Odwróciła się w stronę Florence i przytuliła ją mocno, czego francuska widocznie się nie spodziewała.
- Dziękuję! Ratujesz mi życie! Ja nie wiem, jak ci się odwdzięczę! – powiedziała Amy puszczając Florence.
- Ni ma sprawi – odrzekła blondynka po czym wskazała na zegarek, który oznajmiał, że za minutę ósma.
Amy podziękowała jeszcze raz Florence, wzięła torebkę  i wyszła z dormitorium. Salon wspólny był prawie pusty, nie licząc kilku młodszych uczniów i… Cygnus’a, który na widok Amy zaniemówił.
Stał przez chwilę wpatrując się w nią tempo.
- W…Wyglądasz pięknie – wydukał wytrzeszczając na nią oczy.
- Dziękuję – odrzekła uśmiechając się do niego.
Amy złapała Cygnus’a pod rękę i razem ruszyli w stronę gabinetu Slughorn’a.
Już z korytarza obok słychać było muzykę, a gdy przekroczyli próg pomieszczenia, spojrzenia wszystkich chłopaków skierowały się na Amy. Dziewczyna ponownie spłonęła szkarłatnym rumieńcem i starała się ignorować ciekawskie spojrzenia.
Gabinet Slughorn’a przystrojony był serpentynami i balonami. Niektórzy uczniowie robili za kelnerów roznosząc napoje i przekąski.
Amy razem z Cygnus’em zajęła miejsce przy jednym ze stolików.
Gdy miała już zadać chłopakowi dręczące ją pytanie, podszedł do nich Tom Riddle.
Ubrany był w czarny garnitur, ale jego koszula puszczona była w lekkim nieładzie, co nadawało mu łobuzerskiego wyglądu, który dopełniał luźno zawiązany krawat.
Amy patrzyła na niego nie mogąc odwrócić wzroku. Nagle poczuła niemiłe ukłucie w żołądku. Przypomniała sobie o tym, co stało się dwie godziny wcześniej i jednocześnie zaczęło dręczyć ją sumienie. Jak mogła kochać kogoś takiego jak Riddle? Z zamyślenia wyrwał ją głos chłopaka.
- Meyer, możemy porozmawiać? – spytał głosem wypranym z emocji.
Amy spojrzała przepraszająco na Cygnus’a, ale ten nie patrzył na nią. Piorunował Toma wrogim spojrzeniem.
Szatynka czuła się jeszcze gorzej. Przez nią, relacje między Cygnus’em, Abraxas’em i Tomem zmieniły się drastycznie. Wcześniej zawsze trzymali się razem, a teraz każdy gotów byłby zabić drugiego.
Mimo to, Amy powoli podniosła się z krzesła i ruszyła za Tomem. Oboje wyszli na pusty korytarz. Przez dłuższą chwilę panowała idealna cisza, a Riddle stał odwrócony tyłem do Amy.
- Chodziło o ciebie – rzekł chłodno.
Amy wydawała się całkowicie zbita z tropu. Riddle lubił trzymać ją w niepewności i dopiero wtedy zrozumiała, że znajomość z nim nie przynosi jej nic dobrego. Wręcz przeciwnie, odkąd zaczął na nią zwracać uwagę, działy się same złe rzeczy.
- Chodziło o ciebie, nie o Isabelle. – Odwrócił się do Amy i zmierzył ją spojrzeniem.
Tom podszedł do niej i zaczął gładzić ją delikatnie dłonią po policzku.
W złotych oczach Amy zaszkliły się łzy. Od razu domyśliła się o co chodzi i nie mogła uwierzyć w to, jak bardzo jest naiwna. I wtedy przypomniały jej się słowa Abraxas’a „naiwna jesteś, Meyer”. 
Nagle z niesamowitą szybkością wezbrała się w niej ogromna złość. Odsunęła się szybko od chłopaka i już miała wykrzyczeć wszystko, co leżało jej na sumieniu, ale Tom ją wyprzedził.
- A szkoda, mała, zaczynałem cię lubić – powiedział takim tonem, jakby się z nią żegnał, a jednocześnie cieszył się z tego.
- Skoro chcesz mnie zabić, to po co mnie ratowałeś przed wilkołakiem i Abraxas’em?! Narobiłeś sobie tylko problemu, co?! – wykrzyczała nie panując już nad sobą. – Nie dość, że wtrącasz się w moje życie, to jeszcze traktujesz mnie jak zabawkę, z którą możesz robić co ci się tylko podoba! Ale ja nie jestem jak inne dziewczyny, nie będę ślepo robiła tego co chcesz, tylko dlatego, że mi się cholernie podobasz! – Po wykrzyczeniu tego wszystkiego, Amy zrobiło się lepiej i cała złość powoli przechodziła. Jednak na jej miejscu po chwili pojawiło się zakłopotanie, bo dopiero wtedy zrozumiała, że powiedziała Tomowi za dużo.
Tom chyba po raz pierwszy był aż tak zdezorientowany. Wpatrywał się w Amy zdziwiony, ale nie odezwał się, przez co dziewczyna czuła się jeszcze gorzej.
A co, jeśli zaraz ją wyśmieje? A co, jeśli ją wyśmieje, a potem zabije?
Odgarnęła nerwowo dłonią włosy i spuściła wzrok. Serce biło jej szybko, a zmęczenie i natłok wrażeń dawały się we znaki. Ledwo stała na nogach i zaczynało kręcić jej się w głowie. Oparła się o ścianę i zamknęła oczy. Momentalnie zrobiła się jeszcze bardziej blada, niż była zwykle.
Tom szybko podszedł do niej, kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Wszystko w porządku? – spytał troskliwie. Amy nie spodziewała się aż tyle szczerości w tonie jego głosu.
- A czy to ma znaczenie? I tak zaraz mnie zabijesz… - wyszeptała Amy słabym głosem.
Chłopak delikatnie przytulił ją do siebie i zaczął gładzić po włosach. Szatynka nie miała siły się wyrywać, miała wrażenie, że zaraz zemdleje i tym razem nie było to spowodowane bliskością Toma.


Amy otworzyła leniwie oczy. Dopiero po chwili dotarło do niej, że jest w dormitorium. Podniosła się gwałtownie, co nie było dobrym pomysłem, bo zakręciło jej się w głowie. Opadła ponownie na poduszki. Zakryła oczy dłonią.
Gdy poczuła się na siłach, podniosła się powoli do pozycji siedzącej. Zauważyła, że ma na sobie sukienkę pożyczoną o Florence.
Czyli to nie był sen, pomyślała.
Drzwi dormitorium otworzyły się i do pomieszczenia weszła CeCe. Spojrzała niepewnie na Amy, po czym podeszła do szatynki.
- Co się stało? – zadała pytanie Amy.
- Tom cię przyniósł, powiedział, że zemdlałaś – odpowiedziała CeCe, a po chwili dodała – Siedział tu jeszcze przez jakiś czas, pewnie czekał, aż się obudzisz, ale przyszedł Cygnus… - zatrzymała się i zagryzła dolną wargę.
Amy domyślała się, co stało się później.
- Kiedy wyszli?! – Złapała CeCe za ramiona i spojrzała jej przerażona w oczy.
- Jakieś pięć minut temu – odpowiedziała zdziwiona CeCe.
Amy gwałtownie wstała z łóżka, nałożyła adidasy nie patrząc nawet, że w ogóle nie pasują jej do sukienki, narzuciła na siebie szatę szkolną i wybiegła z pokoju zostawiając CeCe ze zdezorientowaną miną.
W salonie wspólnym było pusto, a wielki zegar nad kominkiem wskazywał północ. Amy nie chcąc tracić czasu wybiegła na korytarz modląc się o to, żeby nie spotkać żadnego nauczyciela. W zamku było cicho i pusto. Szatynka biegła jak najszybciej mogła nie zwracając uwagi na palący ból w płucach. Wiedziała, że musi się spieszyć.  Czuła się prawie tak, jak wtedy gdy musiała uciekać przed wilkołakiem, z tą różnicą, że teraz gonił ją czas. Liczyła się każda sekunda, podczas której mogłyby paść złowrogie zaklęcia. Lub mógłby ktoś zginąć.
Amy była zmęczona. Ostatnie dni były dla niej bardzo męczące, ale wiedziała jak musi postąpić. Nie mogła pozwolić na to, żeby, któremuś z nich stała się krzywda. W głębi serca czuła jednak, że bardziej martwi się o Toma, za co oczywiście od razu się skarciła.
Wybiegła po schodach z lochów i ruszyła ku sali wejściowej. Na szczęście na korytarzach nie było nauczycieli, więc spokojnie wydostała się z zamku.
Pogoda była okropna. Z ciemnych chmur lał deszcz, a silny wiatr utrudniał Amy bieg i co chwilę się potykała. Z oczu dziewczyny popłynęły łzy, nie ze smutku, po prostu było jej zimno, wiatr rozwiewał jej długie włosy tak, że nic nie widziała, do tego już po chwili była cała przemoknięta. Mimo to biegła dalej nie zatrzymując się ani na chwilę.
Dobiegła do ciemniej ściany Zakazanego Lasu i bez zastanowienia ruszyła wąską ścieżką. Nagle potknęła się o konar drzewa i upadła na ziemię. Miała tego wszystkiego dosyć. Z jej gardła wyrwał się długi, rozpaczliwy krzyk, a z oczu popłynęły słone łzy. Nie miała już na nic siły. Płuca piekły ją niemiłosiernie i nie była w stanie się podnieść. Była teraz sama w Zakazanym Lesie, obolała, zmarznięta, zmoknięta i bezbronna. Nie wzięła ze sobą różdżki. Wybiegając z dormitorium myślała tylko o Tomie i Cygnus’ie. Nie dbała o to, że zmierza do Zakazanego Lasu, nie dbała o to, że nie wzięła różdżki, nie dbała o siebie.
I wtedy usłyszała czyjeś głosy. Serce zabiło jej szybciej. Resztkami sił podniosła się z ziemi i ruszyła za głosami. Po krótkim czasie znalazła się na znajomej polance, na której ujrzała dwie postacie. Nie miała siły krzyknąć, z jej gardła wyrwało się tylko krótkie jęknięcie.
Gdy się zbliżyła, rozpoznała w owych postaciach Toma Riddle’a i Cygnus’a Blacka. Cygnus klęczał na ziemi, a Tom stał oparty o pień drzewa z rękami skrzyżowanymi na piersi. Nie zauważyli Amy.
Dziewczyna dostrzegła leżącą na wilgotnym mchu różdżkę Cygnus’a. Podniosła ją powoli, po czym ruszyła ku chłopakom.
Usłyszała odgłos łamanej gałęzi, a w tym samym momencie Tom odwrócił się w jej stronę. Nie wyglądał na zdziwionego. Wręcz przeciwnie, sprawiał wrażenie, jakby się jej spodziewał.
Amy wycelowała w niego różdżką Cygnus’a i usiłowała wypowiedzieć zaklęcie, ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Brakowało jej tchu, serce biło jak szalone.
- Meyer, naiwna Meyer – zaczął Tom głosem wypranym z emocji. – Nie powinnaś tu przychodzić o tej porze, a do tego w takim stanie.
Tom wycelował różdżką w Cygnus’a, który zaczął wić się z bólu.
- Przestań! – wykrzyczała zachrypłym głosem.
- Zawrzyjmy umowę, mała – rzekł Tom, uwalniając Cygnus’a spod zaklęcia. – Zostawię go, jeśli mi pomożesz odnaleźć Isabelle.
- Ja? Jak mam ci pomóc?  - Amy była zbita z pantałyku.
- Wyjaśnię ci to kiedy indziej. Na razie chcę wiedzieć, czy zgadzasz się na taki układ. – Tom uśmiechnął się łobuzersko, jednak jego oczy nadal nie wyrażały emocji.
Amy niepewnie skinęła głową po czym przestała celować  w Toma różdżką.
Szatynka cała się trzęsła i z całego serca żałowała teraz, że dała się ponieść uczuciom. Powinna skupić się na nauce, SUM-ach, nie miałaby teraz takich problemów. A wszystko przez jednego chłopaka, który zawrócił jej w głowie.
Cygnus Black podniósł się powoli z ziemi i wyprostował. O dziwo, na jego twarzy widniał uśmiech, a w jego oczach było coś, co bardzo zaniepokoiło Amy. Odruchowo cofnęła się krok do tyłu.
- Wiesz Tom, nie wierzyłem, że twój plan wypali, ale jak widać, myliłem się – rzekł Cygnus i podszedł do Toma.
I nagle wszystko się rozmyło. Zniknął Zakazany Las, zniknął Tom wraz z Cygnus’em, zniknął też ból i zmęczenie.

Amy była teraz w lochach. Ale nie były to lochy Hogwartu. Było tu o wiele straszniej, zza ścian dochodziły przeraźliwe wrzaski. Szatynka podniosła się z zimnej podłogi, a ręką dotknęła czegoś mokrego i lepkiego. Przyjrzała się swojej dłoni, po czym krzyknęła przerażona, a jej głos poniósł się echem po lochach. Cieczą okazała się być szkarłatna krew.
Amy chciała się ruszyć, ale nie była w stanie. Jej nogi zostały przykute łańcuchami do podłogi, na której poza krwią, było też mnóstwo wody. Wtedy przestraszyła się nie na żarty. Odbicie w wodzie nie należało do niej, było to odbicie Isabelle.
- Tom, Tom, to ty? – wyszeptała pięknym, melodyjnym głosem, nie należącym do niej. Sama nawet nie wiedziała,dlaczego to powiedziała.
Do lochu weszła zakapturzona postać, a potem wszystko zniknęło.

- Tom, zrób coś! – Amy usłyszała czyjś głos z oddali.
Poczuła pod sobą zimną ziemię, a kropelki deszczu kapały jej na twarz.
- Musimy ją stąd zabrać, on zaraz tu będzie, Tom! – głos zrobił się głośniejszy.
Amy poczuła, że ktoś bierze ją na ręce. Wszystko ją bolało, ale niebyła w stanie wydać z siebie nawet zduszonego okrzyku.
- Tom, zabierz ją stąd! Ja się nim zajmę!
Wycie wilka skutecznie wróciło przytomność Amy. Otworzyła gwałtownie oczy. Tom, który trzymał ją na rękach nie zauważył, że się obudziła. Stał nieruchomo wpatrując się w jakiś punkt.  
- Nie możesz go zabić, kretynie! – krzyknął Riddle.
- To zabierz ją stąd w końcu. Abraxas nie panuje nad sobą! – warknął Cygnus.
Tom ruszył wraz z Amy w głąb Zakazanego Lasu i dopiero gdy byli już daleko od polanki zauważył, że dziewczyna jest przytomna.
Patrzyła na niego swoimi złotymi oczami, a kiedy jego cudowne, brązowe oczy spojrzały na nią, spłonęła szkarłatnym rumieńcem. Tak bardzo pragnęła, żeby Tom zaniósł ją do zamku, do jej dormitorium, żeby mogła się położyć i w końcu odpocząć. Ale wiedziała, że tego nie zrobi.
Oparła głowę o tors chłopaka i zamknęła oczy. Nie miała na nic siły, a już na pewno nie miała siły na rozmowę z Tomem.
- Postaw mnie – wyszeptała.
- Słucham? – odrzekł Tom nie dowierzając.
- Postaw mnie – powtórzyła, tym razem głośniej.
Tom zaśmiał się krótko i szedł dalej.
- Powiedziałam postaw mnie! – wykrzyczała Amy.
Riddle westchnął i postawił dziewczynę na ziemi. Zrobiło jej się nagle słabo i przyległa do Toma. Chłopak przytrzymywał ją, żeby się nie wywróciła.
- Daj spokój mała, nie masz siły… - zaczął Tom, ale Amy mu przerwała.
- Poradzę sobie. Nie potrzebuję twojej pomocy. Chcę wrócić natychmiast do zamku, a jeśli ty mnie nie zaprowadzisz, to pójdę sama – warknęła Amy, ale nadal przytulała się do chłopaka. Czuła ciepło jego ciała i co chwila karciła się w myślach za to, że daje się ponieść emocjom.
- Nie pozwolę ci samej wracać do zamku w takim stanie – odrzekł Tom i ponownie wziął Amy na ręce.
- Co ty robisz?! – krzyknęła Amy.
- Tak będzie o wiele szybciej – oznajmił Tom uśmiechając się łobuzersko.

Droga do zamku nie była długa, a przynajmniej tak się Amy wydawało. Niestety deszcz nadal padał, więc gdy w końcu dotarli do szkoły, byli cali przemoczeni. Tom ruszył w stronę lochów. W zamku panowała ciemność i cisza. Amy cieszyła się, że w końcu wróci do swojego dormitorium, będzie mogła się w końcu położyć i wyspać. Jednak okazało się, że Tom zamiast zanieść ją do jej sypialni, wszedł do swojego dormitorium. Amy chciała coś powiedzieć, ale chłopak posadził ją na łóżku i okrył ręcznikiem w barwach Slytherin’u.
Riddle zdjął przemoczoną bluzę i koszulkę, ukazując swój umięśniony tors. Amy zarumieniła się.
- Zdajesz sobie już pewnie sprawę z tego, że to wszystko było zaplanowane? – zadał nagle pytanie.
Amy rozejrzała się po dormitorium, ale było puste. Wiedziała, że Tom dzielił je z Abraxas’em i Cygnus’em.
- Tak, domyśliłam się – odpowiedziała nawet nie patrząc na chłopaka.
Czuła się podle, że tak dała się nabrać, że była taka naiwna.
- W takim razie, zdradzę ci resztę planu. – Tom usiadł koło Amy i objął ją ramieniem.
Czy po raz kolejny dam się wykorzystać?, zadała sobie pytanie w myślach, po czym wtuliła się w tors chłopaka.

2 komentarze:

  1. Ciągle plany, plany, plany... Tom najpierw taki niedostępny, a teraz proszę, jak "wyrywa" Amy... A to ciekawe. Ale tu ciągle chodzi o tę laskę, nie? Zapewne... Hmm.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby Abraxas został wilkołakiem? Chyba na to wygląda. Ach ten Tom, robi z Amy co tylko mu się podoba. Rozdział świetny i czekam na kolejny. http://pieczecie-magii.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń