Słucham? – Amy wytrzeszczyła oczy na chłopaka.
- Gdzie jest Isabelle? – powtórzył pytanie Tom i spojrzał wyczekująco na Amy.
Szatynka zdziwiona nie wiedziała co powiedzieć. Zwróciła wzrok w stronę CeCe, która wydawała się być równie zdezorientowana.
- Słyszałem o tym, co się stało na wróżbiarstwie – zaczął Tom. – Powiedz, co widziałaś.
Amy zaśmiała się nerwowo i spojrzała na niego z niedowierzaniem.
-
Żartujesz sobie ze mnie? Przyszedłeś tu tylko dlatego, że miałam jakiś
głupi sen? – rzuciła zdenerwowana. – Daruj sobie, nic ci nie powiem, bo
nic nie wiem.
-
Właśnie, mała ma racje. Daruj sobie Riddle i przestań zgrywać wielkiego
bohatera. – Wszyscy troje, Tom, Amy i CeCe, zwrócili wzrok na stojące
nieco dalej łóżko, na którym leżał Abraxas Malfoy.
Wyglądał
strasznie. Miał pokiereszowaną twarz, rozczochrane włosy, a jego wzrok
wydawał się być wręcz zwierzęcy, głodny i wściekły. Nie przypominał już
prawie tego przystojnego, spokojnego blondyna, którego często można było
spotkać w bibliotece. Amy domyślała się dlaczego leży w skrzydle
szpitalnym, a jednocześnie nie chciała dopuścić do siebie tej myśli. Z
jednej strony było jej go szkoda, ale nie potrafiła mu wybaczyć tego, że
jeszcze niedawno chciał ją zabić.
Tom
Riddle prychnął lekceważąco i wyciągnął różdżkę z kieszeni szaty.
Jednocześnie na twarzy Abraxas’a pojawił się grymas strachu i bólu,
zapewne spowodowanego licznymi ranami na twarzy.
- Nie zapominaj, że gdyby nie ja, już byś nie żył – powiedział jadowitym tonem, przez który Amy przeszły ciarki po plecach.
Atmosfera
w skrzydle szpitalnym zrobiła się bardzo napięta. Amy przyglądała się
uważnie Tomowi. Wyglądał na zdeterminowanego i pewnego siebie. Jego
oczy miały w sobie jakiś dziwny błysk, który przeraził Amy nie na żarty.
Mimowolnie przypomniała sobie, jak poprzedniego dnia użył
najgroźniejszego zaklęcia niewybaczalnego. Jednak to co powiedział Tom,
wskazywało na to, że w Zakazanym Lesie stało się coś jeszcze, czego jej
już nie dane było zobaczyć.
- Czyli to nie ty mu to zrobiłeś? – To pytanie wyrwało się Amy z ust, zanim zdążyła się ugryźć w język.
Zapadła
niezręczna cisza. Tom nadal trzymał w ręce różdżkę, patrząc teraz na
Amy tym wzrokiem, którego zawsze tak bardzo się bała.
- Nie – odrzekł po chwili Tom.
- To kto? – spytała CeCe, która była równie zaciekawiona co Amy.
Tom
uśmiechnął się łobuzersko. Amy coraz bardziej dziwiła się z jaką
szybkością Tomowi zmienia się nastrój. Zawsze był dla niej, jak i
zresztą dla wszystkich, zagadką.
Tom
Riddle był osobą nieobliczalną, zdolną właściwie to wszystkiego.
Potrafił zadziwiać opanowaniem jak i pewnością siebie. Zawsze dostawał
to, czego chciał. Nawet nauczyciele ulegali jego urokowi.
Jak
Amy zdążyła się przekonać, Tom miał też swoją mroczną stronę. Groził
Abraxas’owi tak, jakby skrzywdzenie ludzkiej istoty znaczyło dla niego
tyle samo, co zabicie robaka. Mimo to, niewyjaśnionym sposobem, Amy
coraz bardziej się podobał i coraz bardziej miała to sobie za złe.
- To… - zaczął Riddle, ale przerwał mu wściekły syk Abraxas’a.
-
Nie mów im! – warknął, jego wzrok stał się jeszcze bardziej dziki, a
jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała bardzo szybko.
Abraxas gwałtownie podniósł się z łóżka, sięgnął po różdżkę leżącą na szafce nocnej i wycelował nią w Toma krzycząc „Krucjo”!
CeCe
i Amy krzyknęły przerażone, ale, o dziwo, Tom nadal siedział na krześle
uśmiechając się kpiąco, a różdżką celował w Abraxas’a wijącego się z
bólu na podłodze.
Amy
miała mętlik w głowie, która i tak już ją bardzo bolała. Serce zaczęło
bić jej szybciej. Nie miała pojęcia co zrobić. W każdej chwili mogła
wejść tu pani Pomfrey, a wtedy Toma wyrzucono by ze szkoły za użycie
zaklęcia niewybaczalnego.
O czym ty myślisz?!, skarciła się w myślach.
Teraz nie miało znaczenia to, że Toma mogą wyrzucić ze szkoły. Najważniejsze było to, że znęca się nad Abraxas’em.
- Przestań! Jego to boli! – krzyknęła Amy rzucając się na Toma.
Chłopak zdziwiony złapał ją szybko za ręce, a różdżka wypadła mu z dłoni tym samym uwalniając Abraxas’a spod działania klątwy Cruciatus.
-
Meyer, mała, co ty wyprawiasz? – Tom posadził ją sobie na kolanach,
nadal trzymając jej ręce tak, że nie mogła się ruszyć. – Ten kretyn
chciał cię zabić. Kim ty jesteś? Ślizgonką czy może… Gryfonką? –
zaszydził.
Amy raptownie się uspokoiła. Spojrzała wściekle na Toma i wycedziła przez zaciśnięte zęby:
-
Po pierwsze, nie mów do mnie mała! Po drugie, nigdy, ale to nigdy, nie
porównuj mnie do Gryfonów! – Cały czas próbowała wyswobodzić ręce ze
stalowego uścisku Toma.
Riddle
tylko się uśmiechnął, ale nie poluźnił uścisku. Jego wzrok był
skierowany teraz na Abraxas’a, który na chwiejnych nogach podniósł się z
ziemi. Z ust sączyła mu się stróżka krwi.
-
Co? Latasz za Meyer, bo jako jedyna nie jest taka łatwa jak inne?
Żałosne! W takim razie, po co bawisz się Isabelle?! Ona cię kocha!
Zrozum to w końcu i nie baw się jej uczuciami! – wykrzyczał Malfoy
dysząc ciężko.
Tom wydawał się być jednak tym niewzruszony. Amy za to spłonęła szkarłatnym rumieńcem.
- Doskonale potrafię zadbać i o Meyer, i o Isabelle, a ty nie powinieneś się wtrącać w nieswoje sprawy – odrzekł spokojnie.
Amy nie rozumiała o co chodzi, ale korzystając z okazji, wyrwała się Tomowi i zeszła z jego kolan.
- Potrafię sama o siebie zadbać! – rzekła Amy krzyżując ręce na piersi.
Tom zignorował uwagę dziewczyny i czekał cierpliwie, aż Abraxas się odezwie. Ten jednak uśmiechnął się jadowicie.
-
Kręci cię, prawda? To, że jest taka niedostępna. Olewasz sobie
Isabelle, bo jest ci wierna, a uganiasz się za gówniarą, bo jest dla
ciebie wyzwaniem! – Zaśmiał się ironicznie.
-
Zamknij się! – wykrzyknęła nagle Amy i zapadła cisza, a wszyscy znowu
spojrzeli na nią. – Mnie i Toma nic nie łączyło, nie łączy i nie będzie
łączyć, a o to, że Isabelle cię nie chce, nie obwiniaj Toma, bo to nie
jego wina – dopowiedziała już spokojniej.
Nagle obok nich, niczym duch, pojawiła się pani Pomfrey. Zmierzyła wszystkich po kolei karcącym spojrzeniem po czym wykrzyczała:
-
Co tu się dzieje?! – podeszła szybkim krokiem do Abraxas’a i pomogła mu
położyć się na łóżku, po czym zwróciła się do reszty – Panie Riddle i
panno Jones, proszę opuścić skrzydło szpitalne, natychmiast. Panno
Meyer, jeśli już czujesz się dobrze, również możesz już iść . Później
zgłoszę to zajście dyrektorowi, bo teraz muszę się natychmiast zająć
panem Malfoy’em.
Wszyscy
jak na komendę ruszyli w stronę wyjścia, a pozostał tylko Abraxas,
który na pożegnanie rzucił krótkie „naiwna jesteś, Meyer”.
Amy
nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony, chciała
wierzyć w to, co powiedział Abraxas, a z drugiej bała się, że jeśli to
prawda, Tom przestanie zwracać na nią uwagę, jak tylko dowie się, co do
niego czuje.
Nagle
Amy przypomniała sobie o przyjęciu u Slughorn’a, które miało się odbyć
tego wieczora. Miała dwie godziny, żeby się wyszykować, więc bez słowa
zostawiła CeCe i Toma, i pobiegła schodami do lochów. Wpadła szybko do
dormitorium i zaczęła przeszukiwać szafę w poszukiwania ubrania, które
choć trochę nadawało się na tego typu przyjęcia.
Po
około dwudziestu minutach poszukiwań, zrezygnowana usiadła pod szafą,
podkulając kolana pod brodę. Jedyne czym dysponowała, to szaty szkolne i
zwykłe ubrania, w większości spodnie i za duże na nią bluzy. Westchnęła
cicho, podniosła się z ziemi i wyciągnęła z szafy czarną spódnicę i
granatową bluzkę na ramiączka.
Amy
poszła do łazienki wziąć prysznic, a gdy wyszła już ubrana w wybrany
przez siebie strój, zauważyła, że w dormitorium jest Florence.
Dziewczyna mierzyła ją wzrokiem kręcąc głową.
- Jak ti wyglądaszi? – zaczęła podchodząc do Amy. – Taki zamirzaszi iść na przyjęci? – cmoknęła niezadowolona.
Amy
poczerwieniała na twarzy zawstydzona. Jej rodzina była bogata, a ona
nigdy nie kupiła sobie żadnych dziewczęcych ubrań. Kilka wcisnęła jej na
siłę macocha, ale nic poza tym.
-
Nic innego nie mam – warknęła Amy i spojrzała zrezygnowana w lustro.
Wyglądała fatalnie, a po nieprzespanej nocy miała podkrążone oczy.
-
Mogę ci pomoci – zaproponowała Florence uśmiechając się sztucznie do
Amy. – Mói mammi zapakowała mi przez przypadek sukienkę moi siostri. Ona
jesti o wieli mnijsza ode mni, więc powinni byci na ciebie dobri. –
Podała jej cielistą, obcisłą, przed kolano sukienkę bez ramiączek. –
Przymierzi!
Amy
zszokowana uprzejmością francuski, wzięła sukienkę i poszła się
przebrać. Była na nią idealna i doskonale podkreślała jej zgrabną
sylwetkę.
Szatynka
spojrzała na zegarek. Miała jeszcze pół godziny. Czym prędzej zabrała
się za malowanie. Oczy podkreśliła mocno czarną kredką, po czym
pomalowała się jeszcze tuszem do rzęs, a na koniec pomalowała usta
krwistoczerwoną szminką.
Florence
siedziała zadowolona na łóżku, lecz po chwili podeszła do Amy,
postawiła obok niej parę cielistych szpilek na obcasie, po czym wzięła
do ręki grzebień i zaczęła czesać szatynkę.
- Bedzieszi wyglądaci cudowni! – rzekła. – Tom bedzi zazdrosni. – Uśmiechnęła się, tym razem szczerze.
- Tom? Dlaczego miałby być zazdrosny o mnie? – spytała zdziwiona Amy.
- W szkoli mówią, że wi teraz parą jestesci, ale ti idziesz z Cygnusim – powiedziała tak, jakby to było oczywiste
Amy
zaśmiała się i nałożyła buty od Florence, wstała, przejrzała się w
lustrze i aż nie wierzyła w to co zobaczyła. Wyglądała teraz zupełnie
inaczej, to było jedyne określenie, jakie przyszło jej do głowy. Może
nawet mogłaby pomyśleć, że wygląda ładnie. Odwróciła się w stronę
Florence i przytuliła ją mocno, czego francuska widocznie się nie
spodziewała.
- Dziękuję! Ratujesz mi życie! Ja nie wiem, jak ci się odwdzięczę! – powiedziała Amy puszczając Florence.
- Ni ma sprawi – odrzekła blondynka po czym wskazała na zegarek, który oznajmiał, że za minutę ósma.
Amy
podziękowała jeszcze raz Florence, wzięła torebkę i wyszła z
dormitorium. Salon wspólny był prawie pusty, nie licząc kilku młodszych
uczniów i… Cygnus’a, który na widok Amy zaniemówił.
Stał przez chwilę wpatrując się w nią tempo.
- W…Wyglądasz pięknie – wydukał wytrzeszczając na nią oczy.
- Dziękuję – odrzekła uśmiechając się do niego.
Amy złapała Cygnus’a pod rękę i razem ruszyli w stronę gabinetu Slughorn’a.
Już
z korytarza obok słychać było muzykę, a gdy przekroczyli próg
pomieszczenia, spojrzenia wszystkich chłopaków skierowały się na Amy.
Dziewczyna ponownie spłonęła szkarłatnym rumieńcem i starała się
ignorować ciekawskie spojrzenia.
Gabinet
Slughorn’a przystrojony był serpentynami i balonami. Niektórzy
uczniowie robili za kelnerów roznosząc napoje i przekąski.
Amy razem z Cygnus’em zajęła miejsce przy jednym ze stolików.
Gdy miała już zadać chłopakowi dręczące ją pytanie, podszedł do nich Tom Riddle.
Ubrany
był w czarny garnitur, ale jego koszula puszczona była w lekkim
nieładzie, co nadawało mu łobuzerskiego wyglądu, który dopełniał luźno
zawiązany krawat.
Amy
patrzyła na niego nie mogąc odwrócić wzroku. Nagle poczuła niemiłe
ukłucie w żołądku. Przypomniała sobie o tym, co stało się dwie godziny
wcześniej i jednocześnie zaczęło dręczyć ją sumienie. Jak mogła kochać
kogoś takiego jak Riddle? Z zamyślenia wyrwał ją głos chłopaka.
- Meyer, możemy porozmawiać? – spytał głosem wypranym z emocji.
Amy spojrzała przepraszająco na Cygnus’a, ale ten nie patrzył na nią. Piorunował Toma wrogim spojrzeniem.
Szatynka
czuła się jeszcze gorzej. Przez nią, relacje między Cygnus’em,
Abraxas’em i Tomem zmieniły się drastycznie. Wcześniej zawsze trzymali
się razem, a teraz każdy gotów byłby zabić drugiego.
Mimo
to, Amy powoli podniosła się z krzesła i ruszyła za Tomem. Oboje wyszli
na pusty korytarz. Przez dłuższą chwilę panowała idealna cisza, a
Riddle stał odwrócony tyłem do Amy.
- Chodziło o ciebie – rzekł chłodno.
Amy
wydawała się całkowicie zbita z tropu. Riddle lubił trzymać ją w
niepewności i dopiero wtedy zrozumiała, że znajomość z nim nie przynosi
jej nic dobrego. Wręcz przeciwnie, odkąd zaczął na nią zwracać uwagę,
działy się same złe rzeczy.
- Chodziło o ciebie, nie o Isabelle. – Odwrócił się do Amy i zmierzył ją spojrzeniem.
Tom podszedł do niej i zaczął gładzić ją delikatnie dłonią po policzku.
W
złotych oczach Amy zaszkliły się łzy. Od razu domyśliła się o co chodzi
i nie mogła uwierzyć w to, jak bardzo jest naiwna. I wtedy przypomniały
jej się słowa Abraxas’a „naiwna jesteś, Meyer”.
Nagle
z niesamowitą szybkością wezbrała się w niej ogromna złość. Odsunęła
się szybko od chłopaka i już miała wykrzyczeć wszystko, co leżało jej na
sumieniu, ale Tom ją wyprzedził.
- A szkoda, mała, zaczynałem cię lubić – powiedział takim tonem, jakby się z nią żegnał, a jednocześnie cieszył się z tego.
-
Skoro chcesz mnie zabić, to po co mnie ratowałeś przed wilkołakiem i
Abraxas’em?! Narobiłeś sobie tylko problemu, co?! – wykrzyczała nie
panując już nad sobą. – Nie dość, że wtrącasz się w moje życie, to
jeszcze traktujesz mnie jak zabawkę, z którą możesz robić co ci się
tylko podoba! Ale ja nie jestem jak inne dziewczyny, nie będę ślepo
robiła tego co chcesz, tylko dlatego, że mi się cholernie podobasz! – Po
wykrzyczeniu tego wszystkiego, Amy zrobiło się lepiej i cała złość
powoli przechodziła. Jednak na jej miejscu po chwili pojawiło się
zakłopotanie, bo dopiero wtedy zrozumiała, że powiedziała Tomowi za
dużo.
Tom
chyba po raz pierwszy był aż tak zdezorientowany. Wpatrywał się w Amy
zdziwiony, ale nie odezwał się, przez co dziewczyna czuła się jeszcze
gorzej.
A co, jeśli zaraz ją wyśmieje? A co, jeśli ją wyśmieje, a potem zabije?
Odgarnęła
nerwowo dłonią włosy i spuściła wzrok. Serce biło jej szybko, a
zmęczenie i natłok wrażeń dawały się we znaki. Ledwo stała na nogach i
zaczynało kręcić jej się w głowie. Oparła się o ścianę i zamknęła oczy.
Momentalnie zrobiła się jeszcze bardziej blada, niż była zwykle.
Tom szybko podszedł do niej, kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Wszystko w porządku? – spytał troskliwie. Amy nie spodziewała się aż tyle szczerości w tonie jego głosu.
- A czy to ma znaczenie? I tak zaraz mnie zabijesz… - wyszeptała Amy słabym głosem.
Chłopak
delikatnie przytulił ją do siebie i zaczął gładzić po włosach. Szatynka
nie miała siły się wyrywać, miała wrażenie, że zaraz zemdleje i tym
razem nie było to spowodowane bliskością Toma.
Amy
otworzyła leniwie oczy. Dopiero po chwili dotarło do niej, że jest w
dormitorium. Podniosła się gwałtownie, co nie było dobrym pomysłem, bo
zakręciło jej się w głowie. Opadła ponownie na poduszki. Zakryła oczy
dłonią.
Gdy poczuła się na siłach, podniosła się powoli do pozycji siedzącej. Zauważyła, że ma na sobie sukienkę pożyczoną o Florence.
Czyli to nie był sen, pomyślała.
Drzwi dormitorium otworzyły się i do pomieszczenia weszła CeCe. Spojrzała niepewnie na Amy, po czym podeszła do szatynki.
- Co się stało? – zadała pytanie Amy.
-
Tom cię przyniósł, powiedział, że zemdlałaś – odpowiedziała CeCe, a po
chwili dodała – Siedział tu jeszcze przez jakiś czas, pewnie czekał, aż
się obudzisz, ale przyszedł Cygnus… - zatrzymała się i zagryzła dolną
wargę.
Amy domyślała się, co stało się później.
- Kiedy wyszli?! – Złapała CeCe za ramiona i spojrzała jej przerażona w oczy.
- Jakieś pięć minut temu – odpowiedziała zdziwiona CeCe.
Amy
gwałtownie wstała z łóżka, nałożyła adidasy nie patrząc nawet, że w
ogóle nie pasują jej do sukienki, narzuciła na siebie szatę szkolną i
wybiegła z pokoju zostawiając CeCe ze zdezorientowaną miną.
W
salonie wspólnym było pusto, a wielki zegar nad kominkiem wskazywał
północ. Amy nie chcąc tracić czasu wybiegła na korytarz modląc się o to,
żeby nie spotkać żadnego nauczyciela. W zamku było cicho i pusto.
Szatynka biegła jak najszybciej mogła nie zwracając uwagi na palący ból w
płucach. Wiedziała, że musi się spieszyć. Czuła się prawie tak, jak
wtedy gdy musiała uciekać przed wilkołakiem, z tą różnicą, że teraz
gonił ją czas. Liczyła się każda sekunda, podczas której mogłyby paść
złowrogie zaklęcia. Lub mógłby ktoś zginąć.
Amy
była zmęczona. Ostatnie dni były dla niej bardzo męczące, ale wiedziała
jak musi postąpić. Nie mogła pozwolić na to, żeby, któremuś z nich
stała się krzywda. W głębi serca czuła jednak, że bardziej martwi się o
Toma, za co oczywiście od razu się skarciła.
Wybiegła
po schodach z lochów i ruszyła ku sali wejściowej. Na szczęście na
korytarzach nie było nauczycieli, więc spokojnie wydostała się z zamku.
Pogoda
była okropna. Z ciemnych chmur lał deszcz, a silny wiatr utrudniał Amy
bieg i co chwilę się potykała. Z oczu dziewczyny popłynęły łzy, nie ze
smutku, po prostu było jej zimno, wiatr rozwiewał jej długie włosy tak,
że nic nie widziała, do tego już po chwili była cała przemoknięta. Mimo
to biegła dalej nie zatrzymując się ani na chwilę.
Dobiegła
do ciemniej ściany Zakazanego Lasu i bez zastanowienia ruszyła wąską
ścieżką. Nagle potknęła się o konar drzewa i upadła na ziemię. Miała
tego wszystkiego dosyć. Z jej gardła wyrwał się długi, rozpaczliwy
krzyk, a z oczu popłynęły słone łzy. Nie miała już na nic siły. Płuca
piekły ją niemiłosiernie i nie była w stanie się podnieść. Była teraz
sama w Zakazanym Lesie, obolała, zmarznięta, zmoknięta i bezbronna. Nie
wzięła ze sobą różdżki. Wybiegając z dormitorium myślała tylko o Tomie i
Cygnus’ie. Nie dbała o to, że zmierza do Zakazanego Lasu, nie dbała o
to, że nie wzięła różdżki, nie dbała o siebie.
I
wtedy usłyszała czyjeś głosy. Serce zabiło jej szybciej. Resztkami sił
podniosła się z ziemi i ruszyła za głosami. Po krótkim czasie znalazła
się na znajomej polance, na której ujrzała dwie postacie. Nie miała siły
krzyknąć, z jej gardła wyrwało się tylko krótkie jęknięcie.
Gdy
się zbliżyła, rozpoznała w owych postaciach Toma Riddle’a i Cygnus’a
Blacka. Cygnus klęczał na ziemi, a Tom stał oparty o pień drzewa z
rękami skrzyżowanymi na piersi. Nie zauważyli Amy.
Dziewczyna dostrzegła leżącą na wilgotnym mchu różdżkę Cygnus’a. Podniosła ją powoli, po czym ruszyła ku chłopakom.
Usłyszała
odgłos łamanej gałęzi, a w tym samym momencie Tom odwrócił się w jej
stronę. Nie wyglądał na zdziwionego. Wręcz przeciwnie, sprawiał
wrażenie, jakby się jej spodziewał.
Amy
wycelowała w niego różdżką Cygnus’a i usiłowała wypowiedzieć zaklęcie,
ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Brakowało jej tchu, serce
biło jak szalone.
-
Meyer, naiwna Meyer – zaczął Tom głosem wypranym z emocji. – Nie
powinnaś tu przychodzić o tej porze, a do tego w takim stanie.
Tom wycelował różdżką w Cygnus’a, który zaczął wić się z bólu.
- Przestań! – wykrzyczała zachrypłym głosem.
- Zawrzyjmy umowę, mała – rzekł Tom, uwalniając Cygnus’a spod zaklęcia. – Zostawię go, jeśli mi pomożesz odnaleźć Isabelle.
- Ja? Jak mam ci pomóc? - Amy była zbita z pantałyku.
-
Wyjaśnię ci to kiedy indziej. Na razie chcę wiedzieć, czy zgadzasz się
na taki układ. – Tom uśmiechnął się łobuzersko, jednak jego oczy nadal
nie wyrażały emocji.
Amy niepewnie skinęła głową po czym przestała celować w Toma różdżką.
Szatynka
cała się trzęsła i z całego serca żałowała teraz, że dała się ponieść
uczuciom. Powinna skupić się na nauce, SUM-ach, nie miałaby teraz takich
problemów. A wszystko przez jednego chłopaka, który zawrócił jej w
głowie.
Cygnus
Black podniósł się powoli z ziemi i wyprostował. O dziwo, na jego
twarzy widniał uśmiech, a w jego oczach było coś, co bardzo zaniepokoiło
Amy. Odruchowo cofnęła się krok do tyłu.
- Wiesz Tom, nie wierzyłem, że twój plan wypali, ale jak widać, myliłem się – rzekł Cygnus i podszedł do Toma.
I nagle wszystko się rozmyło. Zniknął Zakazany Las, zniknął Tom wraz z Cygnus’em, zniknął też ból i zmęczenie.
Amy
była teraz w lochach. Ale nie były to lochy Hogwartu. Było tu o wiele
straszniej, zza ścian dochodziły przeraźliwe wrzaski. Szatynka podniosła
się z zimnej podłogi, a ręką dotknęła czegoś mokrego i lepkiego.
Przyjrzała się swojej dłoni, po czym krzyknęła przerażona, a jej głos
poniósł się echem po lochach. Cieczą okazała się być szkarłatna krew.
Amy
chciała się ruszyć, ale nie była w stanie. Jej nogi zostały przykute
łańcuchami do podłogi, na której poza krwią, było też mnóstwo wody.
Wtedy przestraszyła się nie na żarty. Odbicie w wodzie nie należało do
niej, było to odbicie Isabelle.
-
Tom, Tom, to ty? – wyszeptała pięknym, melodyjnym głosem, nie należącym
do niej. Sama nawet nie wiedziała,dlaczego to powiedziała.
Do lochu weszła zakapturzona postać, a potem wszystko zniknęło.
- Tom, zrób coś! – Amy usłyszała czyjś głos z oddali.
Poczuła pod sobą zimną ziemię, a kropelki deszczu kapały jej na twarz.
- Musimy ją stąd zabrać, on zaraz tu będzie, Tom! – głos zrobił się głośniejszy.
Amy poczuła, że ktoś bierze ją na ręce. Wszystko ją bolało, ale niebyła w stanie wydać z siebie nawet zduszonego okrzyku.
- Tom, zabierz ją stąd! Ja się nim zajmę!
Wycie
wilka skutecznie wróciło przytomność Amy. Otworzyła gwałtownie oczy.
Tom, który trzymał ją na rękach nie zauważył, że się obudziła. Stał
nieruchomo wpatrując się w jakiś punkt.
- Nie możesz go zabić, kretynie! – krzyknął Riddle.
- To zabierz ją stąd w końcu. Abraxas nie panuje nad sobą! – warknął Cygnus.
Tom ruszył wraz z Amy w głąb Zakazanego Lasu i dopiero gdy byli już daleko od polanki zauważył, że dziewczyna jest przytomna.
Patrzyła
na niego swoimi złotymi oczami, a kiedy jego cudowne, brązowe oczy
spojrzały na nią, spłonęła szkarłatnym rumieńcem. Tak bardzo pragnęła,
żeby Tom zaniósł ją do zamku, do jej dormitorium, żeby mogła się położyć
i w końcu odpocząć. Ale wiedziała, że tego nie zrobi.
Oparła głowę o tors chłopaka i zamknęła oczy. Nie miała na nic siły, a już na pewno nie miała siły na rozmowę z Tomem.
- Postaw mnie – wyszeptała.
- Słucham? – odrzekł Tom nie dowierzając.
- Postaw mnie – powtórzyła, tym razem głośniej.
Tom zaśmiał się krótko i szedł dalej.
- Powiedziałam postaw mnie! – wykrzyczała Amy.
Riddle
westchnął i postawił dziewczynę na ziemi. Zrobiło jej się nagle słabo i
przyległa do Toma. Chłopak przytrzymywał ją, żeby się nie wywróciła.
- Daj spokój mała, nie masz siły… - zaczął Tom, ale Amy mu przerwała.
-
Poradzę sobie. Nie potrzebuję twojej pomocy. Chcę wrócić natychmiast do
zamku, a jeśli ty mnie nie zaprowadzisz, to pójdę sama – warknęła Amy,
ale nadal przytulała się do chłopaka. Czuła ciepło jego ciała i co
chwila karciła się w myślach za to, że daje się ponieść emocjom.
- Nie pozwolę ci samej wracać do zamku w takim stanie – odrzekł Tom i ponownie wziął Amy na ręce.
- Co ty robisz?! – krzyknęła Amy.
- Tak będzie o wiele szybciej – oznajmił Tom uśmiechając się łobuzersko.
Droga
do zamku nie była długa, a przynajmniej tak się Amy wydawało. Niestety
deszcz nadal padał, więc gdy w końcu dotarli do szkoły, byli cali
przemoczeni. Tom ruszył w stronę lochów. W zamku panowała ciemność i
cisza. Amy cieszyła się, że w końcu wróci do swojego dormitorium, będzie
mogła się w końcu położyć i wyspać. Jednak okazało się, że Tom zamiast
zanieść ją do jej sypialni, wszedł do swojego dormitorium. Amy chciała
coś powiedzieć, ale chłopak posadził ją na łóżku i okrył ręcznikiem w
barwach Slytherin’u.
Riddle zdjął przemoczoną bluzę i koszulkę, ukazując swój umięśniony tors. Amy zarumieniła się.
- Zdajesz sobie już pewnie sprawę z tego, że to wszystko było zaplanowane? – zadał nagle pytanie.
Amy rozejrzała się po dormitorium, ale było puste. Wiedziała, że Tom dzielił je z Abraxas’em i Cygnus’em.
- Tak, domyśliłam się – odpowiedziała nawet nie patrząc na chłopaka.
Czuła się podle, że tak dała się nabrać, że była taka naiwna.
- W takim razie, zdradzę ci resztę planu. – Tom usiadł koło Amy i objął ją ramieniem.
Czy po raz kolejny dam się wykorzystać?, zadała sobie pytanie w myślach, po czym wtuliła się w tors chłopaka.
Ciągle plany, plany, plany... Tom najpierw taki niedostępny, a teraz proszę, jak "wyrywa" Amy... A to ciekawe. Ale tu ciągle chodzi o tę laskę, nie? Zapewne... Hmm.
OdpowiedzUsuńCzyżby Abraxas został wilkołakiem? Chyba na to wygląda. Ach ten Tom, robi z Amy co tylko mu się podoba. Rozdział świetny i czekam na kolejny. http://pieczecie-magii.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuń