niedziela, 29 lipca 2012

005. Zaginiona

Wstawaj – czyjś cichy głos powoli budził Amy ze snu. – Amy, wstawaj! – głos zrobił się głośniejszy, a szatynka poczuła, że ktoś nią potrząsa.
Otworzyła leniwie zaspane oczy i spojrzała na zegarek.
- Jest trzecia w nocy, daj mi spać – odpowiedziała ledwo dosłyszalnie i przekręciła się na drugi bok.
- Profesor Slughorn każe wszystkim uczniom natychmiast przyjść do salonu – rzekła CeCe.
Zrezygnowana, a jednocześnie zaciekawiona Amy zwlekła się z łóżka. Przeczesała szybko włosy dłonią, nałożyła kapcie i szlafrok w barwach Slytherin’u i razem z CeCe wyszła z dormitorium.
Salon wspólny Ślizgonów był pełny. Wszyscy uczniowie byli w piżamach, a na ich twarzach malowało się zaciekawienie oraz zmęczenie. Po pokoju przebiegały podekscytowane lub oburzone szepty.
Profesor Slughorn przecierał nerwowo chusteczką twarz i rozglądał się dookoła, jakby nie wiedział co ma zrobić. Wyraz jego twarzy oznaczał, że stało się coś niewątpliwie złego. Jednak profesor nie zaczął przemowy, wyraźnie na kogoś czekając.
Amy i CeCe stanęły przy kominku, żeby mieć dobry widok i wtedy do salonu wszedł Tom Riddle wraz z Cygnus’em Blackiem i Abraxas’em Malfoy’em. Wszystkie spojrzenia skierowały się na nich i zapadła cisza. Ślizgonki patrzyły rozmarzonym wzrokiem na Toma. Ubrany był tylko w długie, szare spodnie od piżamy, a jego umięśniony tors został całkowicie odkryty. Miał zaspany wyraz twarzy i rozczochrane włosy, mimo to wyglądał uroczo.
Amy poczuła, że odpływa patrząc na chłopaka, więc szybko zwróciła wzrok w stronę profesora, który właśnie zaczynał przemowę.
- Zastanawiacie się pewnie, dlaczego was tu zebrałem o tej porze – zatrzymał się na chwilę, aby otrzeć chusteczką pot z czoła. – Naprawdę ciężko mi o tym mówić. Miałem nadzieję, że coś takiego się nie wydarzy, ale w obecnych czasach, to było do przewidzenia. – Rozejrzał się po przerażonych twarzach uczniów, ale kontynuował dalej. – Zaginęła uczennica, a dokładniej, Isabelle Craven.
W salonie dało się słyszeć kilka zduszonych okrzyków. Amy mimowolnie spojrzała na Toma, jednak jego wyraz twarzy nie zdradzał żadnych uczuć. Jakby w ogóle się tym nie przejął. Po chwili jednak ich spojrzenia się spotkały, ale spojrzenie Toma było tak chłodne, jakby chciał zamrozić nim Amy od środka. Spojrzenia Cygnus’a i Abraxas’a również były skierowane na dziewczynę.
- Jeśli ktokolwiek wie coś o tym, proszę natychmiast zgłosić to do mnie lub innego nauczyciela, a na razie, macie zakaz chodzenia po zamku po godzinie dziewiętnastej, takie są instrukcje dyrektora Dippeta – oznajmił i po raz ostatni rozejrzał się po twarzach uczniów. – A teraz, do łóżek.
Ślizgoni zaczęli powoli wracać do dormitoriów. Amy wraz z CeCe powlekły się na samym końcu, ale gdy już miały zamiar skierować się do korytarza, w którym znajdowały się dormitoria dziewcząt, na drodze stanął im Tom Riddle. Jego wyraz twarzy ani trochę się nie zmienił.
- Meyer, idź się ubierz i wróć tu za dziesięć minut – oznajmił i już chciał odejść, ale Amy złapała go za rękę.
- O co ci chodzi? – spytała całkowicie zbita z pantałyku.
- Chcę załatwić jedną sprawę, nie masz się czego bać – odrzekł posyłając jej łobuzerski uśmiech, jednak inny niż zwykle. Ten uśmiech był sztuczny.
Amy nie pytała o nic więcej. Wróciła do dormitorium i, tak jak chciał Tom, ubrała się szybko. Nałożyła na siebie dżinsowe rurki, granatową koszulkę, dużą, męską, granatową bluzę oraz adidasy. Na wszelki wypadek wzięła też różdżkę, chowając ją do tylnej kieszeni spodni.
- Amy, nie powinnaś tego robić – odezwała się CeCe patrząc troskliwie na szatynkę.
- Nie będziesz mi mówić co powinnam, a czego nie powinnam – warknęła Amy i opuściła dormitorium.
W salonie czekał na nią Tom. Ubrany był w czarne, dresowe spodnie, białą bluzkę i czarną bluzę. Tak ubrany wydawał się Amy jeszcze bardziej pociągający, chociaż nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego. Skarciła się szybko w myślach za to, że znowu dała się mu uwieść.
Tom bez słowa wyszedł z salonu Ślizgonów, a Amy pobiegła za nim. Przemierzali ciemne korytarze zamku w całkowitej ciszy. Riddle szedł pogrążony we własnych myślach, a Amy prawie biegła, aby dotrzymać mu kroku. Jednak nie odważyła się odezwać. W tamtej chwili nawet bała się Toma. Ciągnął ją nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co, do tego od razu po usłyszeniu wieści o zaginięciu Isabelle.
Dojście z lochów do wyjścia z zamku zajęło trochę czasu, a zwłaszcza, że nauczyciele patrolowali korytarze.
Zatrzymali się przy drzwiach wyjściowych i gdy Tom już miał je otworzyć, nadleciał Irytek głośno wyśpiewując jakąś wulgarną piosenkę. Riddle bez zastanowienia pociągnął Amy za rękę do schowka na miotły i jak najciszej potrafił, zamknął drzwi. W schowku było bardzo ciasno, zwłaszcza jak weszły tam dwie osoby, a jedną z nich był dobrze zbudowany siedemnastolatek. Amy przyległa do niego całym ciałem, przez co zrobiło jej się słabo. Jego bliskość zawsze tak na nią działała. Momentalnie zrobiła się cała czerwona, ale jej twarz przylegała do torsu chłopaka, więc nie był on w stanie tego zauważyć.
Gdy tylko głos Irytka ucichł, Amy odważyła się zapytać:
- Gdzie właściwie idziemy? – w jej głosie wyraźnie słychać było lekki strach.
- Do Zakazanego Lasu – odrzekł Tom i wyszedł ze schowka ciągnąc Amy za sobą.
Szybko wyszli na skąpane w ciemnościach błonia Hogwartu. Na dworze panowała ulewa i co chwila słychać było grzmoty, a niebo rozdzierały błyskawice.
Amy starała się nie myśleć o tym, jak bardzo się boi i pocieszać się myślą, że jest z nią Tom, ale z każdą chwilą coraz bardziej zaczynała wątpić w to, że chłopak wcale nie chce zrobić jej krzywdy.
Cała przemoknięta i zmarznięta szła za Tomem po błotnistej ścieżce. Chłopak nie wahał się ani chwili, gdy stanęli przed ciemną ścianą Zakazanego Lasu i ruszył między drzewami wąską drogą.
Im dłużej szli, tym robiło się coraz ciemniej, ciszej i straszniej. Przez gęste korony wielkich drzew, deszcz właściwie w ogóle się nie przedzierał, jednak co chwilę słychać było głośne grzmoty. Nagle gdzieś blisko Amy usłyszała wycie wilka. Serce podeszło jej do gardła, gdy pobliskie krzaki poruszyły się. Nogi całkowicie odmówiły jej posłuszeństwa. Stała nie mogąc ruszyć się z miejsca, dygocąc na całym ciele.
Tom również się zatrzymał i spojrzał wyczekująco na dziewczynę. Jednak Amy ani drgnęła.
- Meyer, co jest? – zapytał lekko poirytowany.
- Ja chcę wrócić do zamku – odpowiedziała trzęsącym się głosem, ale nie spojrzała na chłopaka.
Tom podszedł do niej i objął ją ramieniem. Przy Riddle’u Amy od razu poczuła się lepiej. Jego bliskość dawała jej niejasne poczucie bezpieczeństwa, choć doskonale wiedziała, że gdy dojdą do celu, Tom wcale nie będzie taki miły.
Nie myśląc wiele przytuliła się do chłopaka. Była od niego o wiele niższa, więc po raz kolejny przyległa do jego torsu mając nadzieję, że ta chwila będzie trwać wiecznie, że wcale nie będzie musiała iść dalej.
Tom wyraźnie zrezygnowany westchnął i zaczął gładzić Amy po włosach.
Dziewczynę ogarnęło uczucie słodkiego otępienia, ale trwało ono bardzo krótko. Chwilę później Amy odskoczyła od Toma jak oparzona i spojrzała na niego gniewnie, jakby całe to zajście było tylko i wyłącznie jego winą. Jednak przez ogarniającą ich ciemność nie był w stanie tego dostrzec.
W jednej chwili Amy całkowicie straciła widoczność. Wokół niej zaczęła pojawiać się gęsta mgła. Głos uwiązł jej w gardle i nie mogła wykrztusić z siebie ani słowa. Wyciągnęła powoli z kieszeni spodni różdżkę i wyszeptała cicho „Lumos”, jednak nic to nie dało. Gęsta mgła zdawała się być nie do przeniknięcia. Amy rozglądała się nerwowo dookoła stojąc na chwiejnych nogach, ale z każdą chwilą miała coraz większe wrażenie, że została sama, a Tom celowo ją tu zawlókł i zostawił na pastwę wilkołaków i innych stworów zamieszkujących Zakazany Las.
Każda sekunda stawała się minutą, każda minuta godziną. Amy miała wrażenie, że Tom zostawił ją dobre kilka godzin temu. Błądziła po lesie spowitym gęstą mgłą. Panowała tam całkowita cisza przerywana jedynie grzmotami, które przypominały, że poza gęstą koroną drzew panuje wielka burza. W którą stronę iść? Jak wrócić do zamku? Te pytania nie dawały Amy spokoju i brały górę nad pytaniami dotyczącymi Toma Riddle’a.
Jeden odgłos łamanej gałązki wystarczył, aby Amy momentalnie pobladła ze strachu i zaczęła się cała trząść. Odwróciła się szybko i wycelowała różdżką w gęstą mgłę. Serce biło jej jak szalone i stała w oczekiwaniu na atak owej istoty. Trwało to ułamek sekundy. Głośne warknięcie, przebłyski brązowego futra, wielkie, ostre pazury rozrywające rękaw bluzy i bolesny upadek na zimną ziemię. Przerażona do granic możliwości Amy krzyknęła z bólu. Zaczęła nerwowo szukać ręką różdżki, którą upuściła. Kolejne warknięcie i pazury minęły o cal twarz zapłakanej dziewczyny. Amy otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą wielką, włochatą i przerażającą postać łypiącą na nią żółtymi, wygłodniałymi ślepiami. Poczuła jak żołądek podchodzi jej do gardła i zaczynało kręcić się jej w głowie, ale z całych sił starała się nie stracić przytomności. Żałowała z całego serca, które biło teraz nienaturalnie szybko, że nie uważała na lekcji Obrony Przed Czarną Magią, kiedy omawiali wilkołaki.
W pewnym momencie poczuła pod swoją ręką różdżkę. Gdy zwierzę ponownie szykowało się do ataku, wycelowała w nie, wypowiadając „Expelliarmus”. Było to pierwsze zaklęcie, które przyszło jej wtedy do głowy. Dało jej jednak tylko chwilę na ucieczkę, więc czym prędzej podniosła się niezdarnie z ziemi i zaczęła biec przed siebie. Nie miała pojęcia czy zagłębia się coraz bardziej w las, czy zbliża się do błoni. Wiedziała tylko tyle, że musi uciekać, że nie może się zatrzymać. Co chwila słyszała za sobą donośne wycie. Piekący ból w gardle i płucach nie miał żadnego znaczenia.
Amy biegła przez krzaki rozdzierając sobie bluzę oraz skórę. Potykała się o konary drzew i z każdą chwilą traciła siłę, a wycie wilkołaka nie ustawało. Co więcej, zwierzę zdawało się być coraz bliżej. Wykończona Amy schowała się za wielkim pniem drzewa dysząc ciężko. Miała wrażenie, że niedługo umrze, że nie uda jej się uciec, ale wtedy jakaś czarna postać wyszła zza krzaków naprzeciwko dziewczyny, a potem Amy zobaczyła tylko blask zielonego światła i usłyszała ostatnie, przepełnione bólem wycie.
Nastała cisza.
Amy wpatrywała się przerażonym wzrokiem w czarną postać, która zaczęła się do niej zbliżać.
- Meyer, nic ci się nie stało? – usłyszała znajomy głos.
- Tom? – spytała nie mogąc uwierzyć, ale po chwili ogarnęła ją fala złości, a całe przerażenie ulotniło się nie wiadomo kiedy. – Jak mogłeś mnie tu samą zostawić?! Prawie zabił mnie wilkołak! – wykrzyczała w stronę chłopaka, który był już wystarczająco blisko, aby mogła dostrzec rysy jego niewiarygodnie pięknej twarzy.
Amy nie mogła znieść natłoku emocji, który nią targał. Z jednej strony oszalałe z przerażenia serce nie dawało o sobie zapomnieć, bijąc szybko i mocno, a z drugiej, piekące oczy, w których zaczęły zbierać się łzy. Amy zawsze płakała, gdy była bardzo zdenerwowana.
- Zostawić cię? O czym ty mówisz?! To ty się sama zgubiłaś! Szukałem cię z dobrą godzinę! – odrzekł również zdenerwowany Tom. – Na szczęście usłyszałem twój krzyk, bo inaczej pewnie byłabyś już martwa – dodał już spokojniej, ale w jego oczach nadal widać było rozdrażnienie i irytację.
Szatynce skończyły się argumenty i nie była w stanie kłócić się w obecnej sytuacji z Tomem. Bądź co bądź, ale uratował jej życie.
Tom widząc, że Amy nie zamierza się już odezwać, zdjął swoją bluzę i podał ją dziewczynie. Amy spojrzała na niego zdziwiona, ale gdy ujrzała swoje ubranie, zrozumiała, o co chodzi. Westchnęła i narzuciła na siebie ogromną, jak dla tak małej dziewczyny, czarną bluzę.
Nadal się trzęsąc szła za chłopakiem przez ciemny las, który wydawał się być o wiele spokojniejszy niż wcześniej. Nie słychać już było grzmotów, a mgła prawie całkowicie zniknęła.
Szli jeszcze przez około pół godziny, gdy w końcu ujrzeli małą polankę, na której najwyraźniej już ktoś był. Dwie czarne postacie stały pod wielkim drzewem. Amy przełknęła głośno ślinę i schowała się za Tomem, który jednak zdawał się nie podzielać strachu dziewczyny. Wręcz przeciwnie. Pewnym krokiem podszedł do owych postaci. Amy usłyszała znajomy głos:
- Dlaczego to tak długo trwało?
- Meyer miała bliskie spotkanie z wilkołakiem – odrzekł Tom uśmiechając się.
Amy odważyła się podejść i wtedy w owych postaciach rozpoznała Cygnus’a Blacka i Abraxas’a Malfoy’a.
- Czego ode mnie chcecie? – warknęła w ich stronę krzyżując ręce na piersi.
- Może trochę więcej szacunku? – prychnął Abraxas i podszedł bliżej dziewczyny.
Amy przestraszyła się, ale nie dała po sobie tego poznać. Nie zmieniła pozycji i wpatrywała się ze wściekłością w chłopaka.
W momencie gdy Abraxas wyjął różdżkę z kieszeni, Tom stanął przed Amy zakrywając ją całym ciałem. Malfoy wydawał się być zbity z tropu. W starciu z Riddle’m nie miał szans, więc schował pokornie różdżkę do kieszeni spodni i odsunął się kilka kroków do tyłu.
- Przecież mieliśmy… - zaczął Abraxas, ale Tom szybko mu przerwał.
- Mała zmiana planów – oznajmił i spojrzał znacząco na Cygnus’a.
Amy patrzyła to na Toma, to na Abraxas’a, nie mając pojęcia o co chodzi, ale głos uwiązł jej w gardle, więc nie odważyła się o nic pytać.
Stała na środku polanki w ciemnym Zakazanym Lesie, przed trzema starszymi chłopakami, w za dużej bluzie. Wyglądała jak siedem nieszczęść, które w końcu czeka na swoją śmierć.
O tej trójce krążyły różne plotki, przerażające plotki.
I dopiero wtedy Amy przypomniała sobie błysk zielonego światła. Błysk zielonego światła, który mógł kojarzyć się tylko z jednym. Tom użył Zaklęcia Niewybaczalnego, a do tego najgroźniejszego. Serce znowu podeszło jej do gardła na myśl, że mogło być wtedy skierowane na nią, a nie na wilkołaka. Może chcą ją teraz zabić, bo za dużo widziała i za dużo wie?
Odruchowo cofnęła się krok do tyłu wzrokiem omiatając polankę i szukając najlepszej drogi ucieczki. Ale czy gdy zacznie uciekać trafi do zamku? A może zabije ją inny wilkołak? Te pytania jednak szybko przestały mieć dla niej znaczenie, bo najistotniejsze stało się jednak to, że nie ma szans na ucieczkę przed trzema tak dobrze zbudowanymi chłopakami, którzy do tego dysponują Zaklęciami Niewybaczalnymi.
Spojrzała błagalnym wzrokiem na Toma, mając na dzieję, że w jego oczach ujrzy choć cień nadziei na to, że jednak przeżyje. Lecz zobaczyła tylko pustkę. Twarz Riddle’a nie wyrażała żadnych uczuć, co jeszcze bardziej przeraziło Amy.
- Wiesz gdzie jest Isabelle? – zadał nagle pytanie Tom.
Amy zszokowana nagłym pytaniem przez dłuższą chwilę analizowała jego treść, po czym przecząco pokręciła głową. Abraxas wydawał się być innego zdania. Spojrzał znacząco na Toma, który tym razem nie palił się do tego, aby ratować Amy.
Malfoy wyjął ponownie różdżkę i wycelował w Amy.
- Zastanów się dokładnie. Wiesz gdzie jest Isabelle? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Amy znowu pokręciła głową.
- Tylko delikatnie – odezwał się nagle Tom.
Dziewczyna nie zdążyła zareagować, bo nagle poczuła piekący ból w całym ciele. Głośny krzyk wyrwał się z jej gardła i upadła na ziemię. Jednak trwało to krótko. Ból ustał tak szybko, jak się zaczął.
- Dosyć. To nie ma sensu – odezwał się Tom wyraźnie zrezygnowany. – Ona nic nie wie. Zresztą, co taka mała Meyer mogłaby zrobić Isabelle?
Abraxas zmierzył Toma chłodnym spojrzeniem, ale nic nie odpowiedział. Za to Cygnus, który od samego początku nie odzywał się, podszedł to Amy klęczącej na ziemi i pomógł jej wstać.
- Jak widać, przegłosowane – oznajmił Tom i podszedł do Cygnus’a.
Amy nic z tego nie rozumiała. A mimo że ból trwał tak krótko, nadal nie była w stanie stać o własnych siłach, więc oddała się całkowicie Cygnus’owi, który przez cały czas ją podtrzymywał.
- Nie możecie teraz zmienić zdania! To oczywiste, że Isabelle zaginęła przez nią! – warknął Abraxas zupełni ignorując fakt, że był w mniejszości.
- Na początku też tak myślałem, ale zdolności magiczne Meyer są tak nikłe, że zacząłem w to wątpić – odrzekł spokojnie Tom.
Abraxas uderzył ze złości pięścią w najbliższe drzewo. Amy odruchowo na niego spojrzała, ale widząc jego mordercze spojrzenie skierowane na nią, szybko przeniosła wzrok na Toma, który mimo sytuacji wydawał się być całkowicie opanowany.
- Dochodzę do wniosku, że coś cię łączy z Isabelle – rzekł Tom.
Wtedy Amy nie wytrzymała. Wyrwała się szybko Cygnus’owi i spojrzała znacząco na wszystkich troje po kolei.
- Ktoś mi wyjaśni, o co tu w ogóle chodzi?! – wykrzyczała zapominając o bólu, zapominając o strachu i o tym, że Abraxas prawdopodobnie chciał ją zabić.
Tom uśmiechnął się do niej łobuzersko, a uśmiech ten sprawił, że poczuła się jeszcze pewniej i całkowicie przestała bać się Abraxas’a.
Chłopak jednak nic nie odpowiedział i wyraźnie czekał na odpowiedź na zadane wcześniej pytanie. Amy również nie chciała dać za wygraną. Pociągnęła Toma za rękę tak mocno, że jego twarz była na poziomie twarzy Amy. W oczach dziewczyny widać było całkowite zdeterminowanie.
- Po co mnie tu zaciągnąłeś? Chciałeś, żeby ten idiota mnie zabił, tak? – zapytała chłodno Amy patrząc chłopakowi prosto w oczy.
- Oczywiście, że nie – odpowiedział spokojnie. – Chciałem wyjaśnić tylko jedną sprawę i już wszystko wyjaśniłem. Jeśli chcesz, możesz wrócić z Cygnus’em do zamku.
Amy odwróciła się w stronę Blacka, który kiwnął do niej znacząco głową. Szatynka nie chcąc się mieszać w sprawy Toma i Abraxasa, szybko puściła rękę Riddle’a i podeszła do Cygnus’a.
Chłopak rzucił ostatnie spojrzenie Tomowi i wraz z Amy opuścił polankę.
- Jesteś zła? – spytał nagle.
- To chyba oczywiste, że tak! Riddle ciągnie mnie o trzeciej w nocy do Zakazanego Lasu, prawie zabił mnie wilkołak, a potem Abraxas! – wykrzyczała nie panując już nad sobą.
Otuliła się mocniej bluzą Toma i zrobiła obrażoną minę. Nagle Cygnus zatrzymał się tuż przed nią.
- Chcę cię o coś zapytać – powiedział patrząc Amy prosto w oczy. Widząc, że dziewczyna nie wyraża żadnego sprzeciwu, zapytał – Pójdziesz ze mną na przyjęcie u Slughorn’a?
Amy wytrzeszczyła na niego oczy i wydawała się być zupełnie zbita z pantałyku. Przez chwilę myślała, że chłopak z niej po prostu żartuje, ale widząc jego wyraz twarzy, uznała, że jednak mówi całkiem poważnie.
- J-jasne – wydukała sama nawet nie wiedząc, dlaczego się zgadza. Po chwili jednak posłała chłopakowi nieśmiały uśmiech.
- Wiem, że to trochę nieodpowiedni czas i miejsce, ale bardzo mi zależy na tym, żebyś ze mną poszła – powiedział lekko zakłopotany, a Amy zauważyła, że rzucił niespokojne spojrzenie w stronę polanki.
- Nie ma sprawy. Z chęcią z tobą pójdę – odrzekła Amy i znowu się uśmiechnęła, tym razem był to szczery, pogodny uśmiech.
Resztę drogi spędzili w ciszy. Amy była zdumiona tym, że Cygnus bez trudu znalazł ścieżkę prowadzącą do wyjścia z lasu. Widocznie wszyscy troje, Tom, Cygnus i Abraxas świetnie znali Zakazany Las. Gdy dotarli na błonia, wschodziło już słońce. Niebo przybrało lekko różową barwę, a ciemne chmury prawie całkowicie zniknęły. Pachniało świeżością, a mokra trawa skrzypiała pod butami Amy i Cygnus’a, którzy wcale się nie spiesząc, szli w stronę wielkiego zamku.
Amy zmęczona i obolała smętnie powłóczyła nogami, starając się za wszelką cenę nie wywalić. Oczy same jej się zamykały.
Cygnus towarzyszył jej aż do momentu, gdy weszła do swojego dormitorium. Zdjęła czarną bluzę Toma i powiesiła ją na jednym z krzeseł, po czym przebrała się szybko w piżamę i padła wykończona na łóżko.
Tyle myśli kłębiło się w jej głowie. Dlaczego Cygnus Black zaprosił właśnie ją? Co się stało z  Isabelle? Co tak naprawdę czuje do Toma? I dlaczego Abraxas chciał ją zabić? Nie potrafiła sobie odpowiedzieć na żadne z tych pytań, ale wiedziała jedno. Tej nocy ledwo uszła z życiem. Gdyby nie to, że Tom zmienił zdanie, już by nie żyła nie dowiedziawszy się nawet, dlaczego ją zabito.
Wiedziała również, że wszystkiego dowie się w swoim czasie, a najłatwiej będzie o to wypytać Cygnus'a podczas przyjęcia, ponieważ Tom nie wydawał się skory do wyjaśnień.

Następnego dnia Amy obudziła się cała obolała. W dormitorium panowała absolutna cisza, więc uznała, że jej współlokatorki jeszcze śpią. Przeciągnęła się i powoli zwlekła się z wygodnego łóżka. Szybko wykonała wszystkie poranne czynności, nałożyła szatę Slytherin’u i zaczęła pakować do torby potrzebne książki oraz nowe pióra i atrament. Gdy była już gotowa, spojrzała na zegarek.
- O nie! – wykrzyknęła, zarzuciła sobie torbę na ramię i czym prędzej wybiegła z dormitorium.
Było już po dziesiątej. Po przygodzie w Zakazanym Lesie z poprzedniego dnia była wykończona i nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że tak długo spała.
Biegła pustymi korytarzami, wspinała się po schodach, zmierzając do klasy wróżbiarstwa, które niedawno się zaczęło. Niestety klasa pani Kettleburn była aż w Wierzy Północnej, a dostanie się tam z lochów zajmowało sporo czasu.
Amy wybiegła na dziedziniec przy wyjściu głównym, po czym skierowała się wiaduktem prowadzącym do północnej części zamku. Gdy otworzyła wielkie drzwi wejściowe, ktoś na nią wpadł. Amy upadła na ziemie, a wszystkie książki wypadły jej z torby na podłogę, a atrament porozlewał się dookoła.
Oburzona rozejrzała się dookoła, po czym ujrzała przed sobą Toma Riddle’a.
- I znowu na mnie wpadłaś – uśmiechnął się łobuzersko i ukląkł przy Amy, aby pomóc jej pozbierać rzeczy.
- Nie ja na ciebie, tylko ty na mnie – burknęła Amy i odgarnęła włosy z twarzy. – Świetnie, atrament zalał mi książki. – Odrzuciła jeden z podręczników na bok i spojrzała na niego załamana.
- Zaraz to naprawię – odrzekł Tom i wyjął różdżkę z kieszeni szaty, wycelował w poplamione podręczniki, a atrament zaczął powoli znikać. Chwilę później książki wyglądały jak nowe.
Tom pomógł Amy wstać, po czym spojrzał na nią nadal się uśmiechając.
Amy zarzuciła torbę na ramię i nic nie mówiąc chciała wyminąć chłopaka, ale złapał ją za rękę. Dziewczyna spojrzała na niego ponaglająco, bo spieszyła się na wróżbiarstwo.
- Jak tam z Cygnus’em? – zapytał szczerząc się do dziewczyny.
- C-co? – wykrztusiła zdezorientowana Amy. – Nie twoja sprawa! A teraz łaskawie daj mi spokój, bo spieszę się na lekcję. – Szybko wyrwała się chłopakowi i ruszyła schodami prowadzącymi do Wieży Północnej.
Stanęła przy klapie prowadzącej do klasy pani Kettleburn i wspięła się po drabinie. Na wejściu uderzył ją zapach mocnych perfum i kadzideł. Gryfoni i Ślizgoni pozajmowali miejsca na pufach przy małych, okrągłych stolikach. Amy szybko zajęła miejsce obok Lily i wyjęła podręcznik do Wróżbiarstwa.
- Spóźniła się pani, panno Richardson – lekko piskliwy głos rozległ się tuż przy uchu Amy, która aż podskoczyła z przerażenia.
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie i ujrzała za sobą panią Kettleburn. Niską, wychudzoną staruszkę obwieszoną mnóstwem szalów i wisiorków.
- Nazywam się Meyer, nie Richardson – wyszeptała oburzona Amy, co jednak nie umknęło uwadze pani profesor.
- Przecież wiem! – wykrzyknęła i mocniej owinęła się purpurowym szalem.
Lekcja Wróżbiarstwa była najbardziej znienawidzoną przez Amy i sama nie wiedziała, dlaczego się na nią zapisała. Stara pani Kettleburn była zwykłą oszustką, jak większość jasnowidzów wymyślała nieprawdziwe przepowiednie. Zdarzało jej się nawet kilka razy przysnąć na lekcji, a złośliwi uczniowie związywali ją jej własnymi szalami, lub dolewali eliksiry, zakupione w sklepie Zonka, do herbaty, po których jej włosy zmieniały kolor wraz ze zmianą nastroju. Później jednak twierdziła, że doskonale wiedziała, że to się wydarzy.
Amy nadal była wykończona, a odurzający zapach perfum i kadzideł sprawiał, że stawała się coraz bardziej senna.

Biegnij, biegnij! Musisz biec!, powtarzała w myślach. Wokół otaczała ją ciemna ściana lasu. Czuła przeszywające ją na wylot zimno i ten śmiech, przerażający śmiech. Brakowało jej tchu, ale musiała biec. Nie wiedziała gdzie, a droga wydawała się nie kończyć.
Obejrzała się za siebie, a widok, który zobaczyła zmroził jej krew w żyłach. Biegł za nią kościotrup i to właśnie on się śmiał. W pustych oczodołach tliło się czerwone światło.
Amy nie dawała już rady. Nagle potknęła się i upadła na ziemię. Wszystko ją bolało, nie miała siły się podnieść. Ujrzała rękę, którą ktoś do niej wyciągnął. Spojrzała w górę, nad nią pochylał się wysoki, zamaskowany mężczyzna, a za nim stała Isabelle. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie jeden szczegół. Z oczu Isabelle wypływały strumienie krwi. Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale wyrwał się z nich tylko przeraźliwy krzyk, od którego Amy serce podeszło do gardła.
W ręce zamaskowanego mężczyzny pojawił się zakrwawiony nóż, którym celował prosto w bezbronną Isabelle.

Nagle wszystko rozpłynęło się. Amy gwałtownie otworzyła oczy, a przed nią ukazały się zaciekawione twarze uczniów i pani Kettleburn. Znowu była w małej klasie Wróżbiarstwa. Nadal kręciło jej się w głowie i nie miała pojęcia co się dzieje, wiedziała tylko, że to wszystko co zobaczyła przed chwilą, było tylko złym snem. Odetchnęła z ulgą.
- Panno Laynel, nic się nie stało? – rozległ się piskliwy głos profesor Kettleburn.
- N-nie – wyszeptała Amy i zaczęła pocierać dłońmi skronie.
- Zaprowadzę ją do Skrzydła Szpitalnego – oznajmiła CeCe klęcząca obok, którą Amy dopiero zauważyła.
Pomogła Amy wstać z pufy i razem opuściły klasę Wróżbiarstwa.

Gdy dotarły do Skrzydła Szpitalnego, pani Pomfrey podała Amy tabletki na ból głowy i kazała zostać do końca lekcji.
- Co się stało? – zadała niepewnie pytanie Amy.
- Najpierw zasnęłaś, a później krzyczałaś „zostaw Isabelle” – odrzekła CeCe patrząc z przerażeniem na szatynkę.
Nagle drzwi do Skrzydła Szpitalnego otworzyły się, a osobą, która weszła, okazał się być Tom Riddle. Usiadł na krześle obok CeCe i spojrzał na leżącą na łóżku Amy.
- Gdzie jest Isabelle? – spytał, a jego twarz przybrała chłodną maskę.

2 komentarze:

  1. Rozdział bardzo długi, ale chyba najlepszy, jaki do tej pory napisałaś. Wyraźnie zarysowana akcja, nowi bohaterowie, Cygnus, który niesamowicie mi się podoba i... Hmm... Coś jeszcze? Brakuje mi tego "byłego" chłopaka Amy, śmieszny był;)
    Interesujący pomysł ze zniknięciem Isabelle, ciekawe, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Tom zaciągnął Amy do Zakazanego Lasu i zadowolony pozwolił, by ją torturowali... A Cygnus sobie stał z boku i miał wszystko gdzieś. Cwaniak.
    I "wizja" Amy... Interesujące, interesujące. Wiesz, że moja Dorcas ma podobne wizje? Coś łączy nasze twory;)
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi się bardzo podoba ;). Uwielbiam opowiadania na podstawie HP, a pomysł, żeby opisać dawne czasy, bardzo mi się podoba i jest kreatywny. Za dużo ostatnio jest blogów o nowym pokoleniu, ja zdecydowanie wolę czytać o wydarzeniach sprzed tych opisywanych w książce.Rozdział był bardzo dobry i trzymał w napięciu. Mimo znacznej długości przeczytałam go w całości. Dialogi były dobre i opisy też. naprawdę ciekawie się zapowiada.
    Wpadniesz do mnie? Też piszę opowiadanie na podst. HP, ale dopiero zaczynam.
    http://skrajnie-rozni.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń